Korespondencja z Brukseli
Trwa ofensywa dyplomatyczna polskiego premiera i ministra spraw zagranicznych w Brukseli. Mateusz Morawiecki zjadł kolację z przewodniczącym Komisji Europejskiej Jeanem-Claude'em Junckerem i odpowiedzialnym za praworządność komisarzem Timmermansem. Kolejne spotkanie Morawiecki – Juncker prawdopodobnie w marcu. Jacek Czaputowicz spotkał się już dwukrotnie z Timmermansem: raz zapoznawczo na lotnisku, a w ubiegłym tygodniu zaprosił go na lunch do polskiego przedstawicielstwa przy UE w Brukseli. O praworządności rozmawiał też z Verą Jurową, komisarz sprawiedliwości.
W relacjach między członkami przyjacielskiego klubu, jakim jest UE, takie spotkania to nic dziwnego, ale na tle napiętych, wręcz agresywnych stosunków między poprzednim polskim rządem a KE widać prawdziwą rewolucję.
Komisja dostrzega zmianę tonu i odpowiada przyjaźnie. Znacznie mniej teraz ostrej krytyki, wiele mówi się o nadziei na poprawę relacji i o tym, jak ważnym partnerem jest Polska. Rząd Morawieckiego wpasował się w oczekiwania Brukseli, która chciałaby przestać zajmować się Polską, bo ma inne problemy do rozwiązania i potrzebuje konstruktywnego nastawienia ze strony dużego i ważnego państwa członkowskiego. Ale potrzebuje pretekstu. Zmiana retoryki po stronie Polski powoduje zmianę retoryki w Brukseli. Nie wystarcza jednak, żeby procedurę ochrony praworządności zakończyć, bo Polska nie odpowiada na żadną z rekomendacji w sprawie Trybunału Konstytucyjnego i ustaw sądowniczych.
Jak dowiadujemy się nieoficjalnie w KE, o tym w ogóle nie było mowy na żadnym ze spotkań. – Informowano nas wcześniej, że nie będzie to przedmiotem dyskusji – mówi nam nieoficjalnie osoba zbliżona do jednego z rozmówców Czaputowicza. I dodaje, że atmosfera była oczywiście kulturalna, ale momentami dialog był ostry i różnica zdań bardzo wyraźna. – Nie jesteśmy optymistyczni, jeśli chodzi o możliwość uwzględnienia rekomendacji Komisji – dodaje nasz rozmówca.