Co roku tysiące osób w Polsce przegrywa walkę z rakiem płuca, chorobą nowotworową, która ma największą śmiertelność wśród Polaków. Ofiar mogłoby być znacznie mniej, jednak wymaga to zmiany podejścia osób zarządzających systemem zdrowia, lekarzy, a także zapewnienia dostępu chorym do nowoczesnych terapii.
Na razie jednak sytuacja nie wygląda zbyt różowo. Według Krajowego Rejestru Nowotworów w 2017 r. z powodu raka płuca zmarło około 23 tys. osób.
Co ważne, liczba zgonów zbliżona jest do liczby osób, u których zdiagnozowano raka płuca. Większość pacjentów to osoby, u których rozwinął się rak niedrobnokomórkowy (NDRP). Stanowi on aż 80 proc. wszystkich przypadków.
Rak płuca jest pierwszą przyczyną zgonów w wyniku nowotworu zarówno wśród kobiet, jak i mężczyzn, i zabija więcej chorych niż nowotwór piersi, prostaty i jelita grubego łącznie. – Większość przypadków zachorowań na raka płuca związanych jest z paleniem tytoniu. Pozostałe to wspólny worek, do którego możemy wrzucić brak ruchu, stosowane diety, kontakt z toksycznymi substancjami – tłumaczy prof. Dariusz Kowalski z Kliniki Nowotworów Płuca i Klatki Piersiowej Centrum Onkologii – Instytut w Warszawie.
To, że problem dotyczy głównie byłych i aktualnych palaczy, stanowi jeden z podstawowych wyzwań we wczesnym wykrywaniu tego typu nowotworów. – Kaszel jest takim objawem przypisanym do nałogu, do którego palacze są przyzwyczajeni, więc nie zwracają na niego uwagi. A jest to najczęstszy objaw towarzyszący tej chorobie nowotworowej. Jak niepalący chory zaczyna kasłać, momentalnie idzie do lekarza, a w przypadku braku poprawy kierowany jest na odpowiednią diagnostykę. Inaczej jest w przypadku palaczy. Często, kiedy trafiają do lekarza POZ z infekcją płucną, dostają jeden, drugi, trzeci antybiotyk, mimo których wciąż dochodzi do infekcji. Tymczasem nawrót choroby w ciągu miesiąca jest sygnałem, że coś jest nie tak – dodaje specjalista.