COVID-19. Czy szczepionki chronią przed transmisją koronawirusa? Prof. Pyrć o nowych badaniach

- Osoba zaszczepiona przeciw COVID-19 ma mniejszą szansę na zakażenie się czy zachorowanie, ale również jest mniejsza szansa, że zakazi kogoś innego. Taki podwójny blok – mówi „Rzeczpospolitej” prof. Krzysztof Pyrć, członek Rady Medycznej.

Aktualizacja: 12.06.2021 12:33 Publikacja: 11.06.2021 14:55

COVID-19. Czy szczepionki chronią przed transmisją koronawirusa? Prof. Pyrć o nowych badaniach

Foto: PAP/Łukasz Gągulski

Minister zdrowia Adam Niedzielski powiedział, że osób zaszczepionych przeciw COVID-19 nie dotyczą wprowadzane rozporządzeniami covidowymi limity osób, ponieważ zaszczepieni „nie stanowią zagrożenia epidemicznego w czasie odbywającego się wydarzenia”. Czy to oznacza, że osoby zaszczepione nie transmitują koronawirusa SARS-CoV-2? W Charakterystykach Produktów Leczniczych szczepionek takiej informacji nie ma.

Prof. Krzysztof Pyrć: Wiemy, że szczepionki chronią nie tylko przed chorobą, ale również przed samym zakażeniem. Liczba zakażeń jest zredukowana, zatem szansa, że osoba zaszczepiona się w ogóle zakazi, czyli będzie potencjalnie mogła przenosić wirusa, jest zmniejszona.

O jakiej redukcji mówimy?

Powiedzmy 5-15 proc. względem ochrony przed chorobą. Używam nieprecyzyjnego sformułowania, dlatego że poziom wykazanej ochrony bardzo różni się pomiędzy badaniami. Np. przy szczepionce AstraZeneca w niektórych badaniach może być 60 proc., w niektórych - prawie 90 proc. Dla przykładu – ochrona przed chorobą dla szczepionki BioNTech jest na poziomie 91 proc., podczas kiedy ochrona przed infekcją była na poziomie 86 proc.

Skąd te różnice?

To zależy od tego, jak badanie zostało skonstruowane. Dlatego mamy również problemy z porównaniem poszczególnych szczepionek między sobą i „wartościowaniem” ich. Ważne jest, że wszystkie szczepionki redukują również szansę na samo zakażenie. Z drugiej strony, ostatnio pokazała się praca, która pokazuje, że u osób, które były zaszczepione nawet jeżeli doszło do infekcji, ilość wirusa w wydzielinach dróg oddechowych była znacznie mniejsza. W efekcie osoba zaszczepiona ma mniejszą szansę na zakażenie się czy zachorowanie, ale również jest mniejsza szansa, że zakazi kogoś innego. Taki podwójny blok. Moim zdaniem ryzyko przeniesienia wirusa przez osoby zaszczepione jest małe. Chociaż nie odważyłbym się po szczepieniu bez żadnych zabezpieczeń pójść np. na oddział onkologiczny lub do niezaszczepionej osoby w wieku 85 lat, bo obawiałbym się, że może jestem wyjątkiem, to statystycznie rzecz biorąc osoby zaszczepione nie są „medium” rozprzestrzeniania się wirusa.

Dotyczy to wszystkich preparatów stosowanych w Polsce?

Tak, wszystkich.

Czy jako członek Rady Medycznej popiera pan zapisy rozporządzenia covidowego stanowiące, że osoby zaszczepione nie są wliczane do limitów?

Jestem członkiem Rady Medycznej, nie jej przewodniczącym ani przedstawicielem, mogę jedynie wypowiadać się jako profesor wirusologii.

Jako profesor pan popiera?

Popieram.

Co by pan odpowiedział ludziom, którzy mówią, że inne traktowanie zaszczepionych przez prawo to dyskryminacja lub segregacja sanitarna?

Trochę mnie to złości. Już pomijając fakt, że mamy inne szczepienia obowiązkowe, jako dzieci musimy się szczepić...

...ale COVID-19 nie jest na liście szczepień obowiązkowych.

To szczepienie nie jest obowiązkowe, ale mówię o czym innym – o tym, że można się zastanowić, gdzie moja wolność osobista dochodzi do wolności osobistej innych osób. Mówimy o chorobie, która już pochłonęła w Polsce dziesiątki tysięcy ofiar. Szacunki dla świata mówią o liczbie przekraczającej 10 milionów. Teraz mamy sytuację, gdzie mamy do wyboru: albo nie organizować w dalszym ciągu większych imprez, albo wracać do normalności pod warunkiem minimalizacji ryzyka.

Pańskim zdaniem nie można teraz zezwolić na imprezy masowe dla wszystkich?

Jeżeli to zrobimy bez namysłu, to jest szansa, że za chwilę wszystko zamkniemy z powrotem. Mamy zbyt małą liczbę osób zaszczepionych. Co ważniejsze, tylko część osób z grup ryzyka została zaszczepiona. Przypominam, że u osób starszych czy z chorobami podstawowymi śmiertelność może sięgać 20 procent. Nie wspominając o ciężkich przypadkach. Miejmy nadzieję, że niedługo wrócimy do normalności – jednak najpierw musimy się upewnić, że nie zapłacimy za to nieakceptowalnej ceny.

We wtorkowym komunikacie resortu zdrowia była mowa o 4 nowych przypadkach koronawirusa w województwie podlaskim. Czy to nie moment, by powiedzieć, że epidemia jest zduszona?

Cztery przypadki zdiagnozowane.

Stwierdzone za pomocą testu.

Właśnie, a chyba się zgadzamy co do tego, że nie jesteśmy orłami w testowaniu, szczególnie, że nie ma systemu „test & trace” (testuj i śledź), który pozwala na identyfikację wszystkich przypadków. Pamiętajmy również, że taką samą sytuację mieliśmy poprzedniego lata. Uspokojenie na czas wakacji, minimalne restrykcje z maseczkami tylko wewnątrz. Wystarczyło; niestety część z nas uwierzyła, że już po wszystkim. Weszliśmy w październik i nagle się okazało, że mimo nadziei co poniektórych polityków i naukowców choroba zakaźna sama z siebie nie znikła. Nie popełniajmy ponownie tego błędu.

To sezonowość, przed którą nie uciekniemy?

I tak, i nie. Sezonowość oznaczałaby zależność od pory roku niezależnie od naszych zachowań. W Stanach Zjednoczonych w zeszłym roku jeden z pików zachorowań miał miejsce w lecie. My jesteśmy sezonowi; w lecie spędzamy więcej czasu na świeżym powietrzu i częściej wietrzymy pomieszczenia. Ale to nie znaczy, że ta choroba nie jest w stanie przenosić się w ciepłym klimacie. Jeżeli popatrzymy na to, co się wydarza w krajach Ameryki Południowej przy bardzo wysokich temperaturach, to nie możemy powiedzieć, że sama przyroda załatwi sprawę. Jeżeli w to uwierzymy, natura może nam brutalne przypomnieć o swoich możliwościach. Jestem zwolennikiem tego, żeby w jak największym stopniu wracać do funkcjonowania, nie udawajmy jednak że zagrożenie nie istnieje. Pamiętajmy również, że jeżeli się nie zaszczepimy, to jest duża szansa, że jesienią służba zdrowia znowu będzie zapchana, znowu będziemy mieć ograniczone możliwości ruchu, podróżowania i nasze wyrwanie się do przodu skończy się odwrotnie, niż byśmy chcieli.

Jak wytłumaczyć fakt, że w poniedziałek 7 czerwca liczba wykrytych przypadków była 87-krotnie niższa niż w poniedziałek 70 dni wcześniej? Nie jest tak, że teraz jesteśmy mniej podatni na zakażenie i że to normalne?

Oczywiście, że jest mniej (przypadków – red.). Mieliśmy przyhamowanie transmisji przez restrykcję i weszliśmy w sezon niekorzystny dla wirusa. Ta choroba jednak cały czas jest z nami. Może słabiej się przenosić, wirus jest mniej trwały poza organizmem gospodarza, można oczekiwać, że przebieg choroby w okresie letnim będzie łagodniejszy, bo nie ma czynników dodatkowych – zimnego powietrza, koinfekcji itd. - natomiast ta choroba cały czas występuje. Kiedy mamy ograniczenia kontaktów, tak jak mieliśmy do niedawna...

Cały czas mamy.

Właśnie, ale już w tym momencie dosyć łagodne, są one wystarczające do zahamowania transmisji. Kiedy obostrzenia całkowicie zniesiemy – to patrząc na inne kraje, tam, gdzie jest temperatura wysoka – to może nie wystarczyć.

Jest też kwestia wariantu delta, czyli indyjskiego, który teraz budzi dosyć duże zaniepokojenie. Wszyscy się zastanawiali, jak to jest, że w Indiach tak długo było spokojnie. Do czasu. Nie znamy jeszcze pełnej charakterystyki tego wariantu, jednak wiemy, że przenosi się on lepiej między ludźmi. Istnieje ryzyko, że trochę się dostosował do naszych zwyczajów, do większego dystansu czy spędzania przez nas czasu na wolnym powietrzu. Warto zadać sobie pytanie, czy ten wirus nie będzie lepiej się przenosił w sezonie letnim.

W Polsce powinniśmy się też tym przejmować?

Na razie w Polsce mamy pojedyncze przypadki zakażeń tym wariantem, ale te wartości rosną. Miejmy nadzieję, że nie zepsuje on nam wakacji i nie zmusi do powrotu do ostrzejszych (restrykcji – red.). Na razie nie powinniśmy reagować histerycznie, natomiast na pewno trzeba monitorować sprawę. Wielka Brytania jest teraz takim królikiem doświadczalnym, tam odsetek przypadków wariantu indyjskiego wzrósł znacznie i zobaczymy, jak wpłynie to na sytuację epidemiczną.

Minister zdrowia Adam Niedzielski powiedział, że osób zaszczepionych przeciw COVID-19 nie dotyczą wprowadzane rozporządzeniami covidowymi limity osób, ponieważ zaszczepieni „nie stanowią zagrożenia epidemicznego w czasie odbywającego się wydarzenia”. Czy to oznacza, że osoby zaszczepione nie transmitują koronawirusa SARS-CoV-2? W Charakterystykach Produktów Leczniczych szczepionek takiej informacji nie ma.

Prof. Krzysztof Pyrć: Wiemy, że szczepionki chronią nie tylko przed chorobą, ale również przed samym zakażeniem. Liczba zakażeń jest zredukowana, zatem szansa, że osoba zaszczepiona się w ogóle zakazi, czyli będzie potencjalnie mogła przenosić wirusa, jest zmniejszona.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Diagnostyka i terapie
Tabletka „dzień po” także od położnej. Izabela Leszczyna zapowiada zmiany
Diagnostyka i terapie
Zaświeć się na niebiesko – jest Światowy Dzień Świadomości Autyzmu
Diagnostyka i terapie
Naukowcy: Metformina odchudza, bo organizm myśli, że ćwiczy
Diagnostyka i terapie
Tabletka „dzień po”: co po wecie prezydenta może zrobić ministra Leszczyna?
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
zdrowie
Rośnie liczba niezaszczepionych dzieci. Pokazujemy, gdzie odmawia się szczepień