W Polsce z dnia na dzień rośnie liczba zakażonych koronawirusem. A jak jest w Szwecji?
Liczba zakażonych w Szwecji wzrosła i ocenia się, że będzie nadal nieco wzrastać. Chcę jednak zauważyć, że liczba osób zakażonych, chociaż w wielu krajach używana do oceny przebiegu pandemii, jest wysoce niemiarodajnym wskaźnikiem. Zależy ona w znacznym stopniu od jakości testów oraz od liczby ich wykonania.
Liczba osób z dodatnim testem na wirus SARS-Co-2, wywołującego Covid19 pozostaje w dość luźnej, trudnej do oceny, zależności od ilości osób faktycznie zakażonych.
Na początku epidemii oceniono, że w Szwecji nie ma praktycznych możliwości zatrzymania infekcji, a wprowadzane ostre restrykcje jedynie odraczają rozszerzenie się epidemii oraz sprowadzają ryzyko nagłych, trudnych do skontrolowania wybuchów epidemii, jak w Lombardii czy w Madrycie. Chcąc ocenić przebieg realnego postępu rozwoju epidemii badano poszczególne grupy ludności. W kolejnych szpitalach i zakładach pracy testowano wszystkich pracowników.
Okazało się, że na jedną osobę z wcześniej stwierdzonym Covid-19 przypadało prawie dwadzieścia osób, u których albo nie było żadnych objawów, albo te objawy były na tyle niewielkie, że nie doprowadziły do wcześniejszego wykonania testu na Covid-19. Ocenia się, że nie mniej niż 300 tys. osób mieszkających w Sztokholmie przeszło infekcję, podczas gdy jedynie u nieco ponad 25 tys. potwierdzono ją odpowiednimi testami. Innymi słowy, jeżeli dowiadujemy się, że w danym dniu na terenie jakiegoś państwa stwierdzono 2 tys. nowych przypadków, to z całą pewnością tych przypadków jest więcej. Ile? Nie wiadomo. Może 3 tys., a może 30 tys.