– Jesteśmy w pogotowiu, prowadzimy monitoring – powiedział dziennikarzom ekwadorski minister obrony Oswaldo Jarrin.
Ponad 260 chińskich jednostek pływających znajduje się obecnie na wodach międzynarodowych, ale tuż za granicą strefy ekonomicznej wyłączności Ekwadoru. Chińczycy przybywają tu co roku, ale nigdy jeszcze nie było ich tak wielu. Władze w Quito wysłały już patrole w pobliże tej floty. Trzy lata temu bowiem złapano jeden z chińskich statków z kilkuset tonami ryb wyłowionych na terenie morskiego rezerwatu. Taką strefę w pobliżu archipelagu Galapagos utworzono, by chronić gatunki zagrożone wyginięciem, przede wszystkim spośród rekinów.
Prezydent Lenin Moreno próbuje stworzyć z państw leżących na południowoamerykańskim wybrzeżu (poza Ekwadorem to Chile, Peru, Kolumbia i Panama) grupę, która będzie „przeciwstawiała się zagranicznemu zagrożeniu". Archipelag znajdujący się prawie tysiąc kilometrów na zachód od amerykańskiego kontynentu został wpisany na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, ale teraz „z powodu bogactw naturalnych cierpi ogromny nacisk ze strony zagranicznych flot", tłumaczył Moreno.
Jednakże mimo wpisania na listę UNESCO rząd Ekwadoru wydał rok temu zgodę na wykorzystywanie miejscowego lotniska w San Cristobal przez amerykańskie lotnictwo wojskowe. – Będą zwalczać stamtąd przemyt narkotyków – wyjaśniał minister Oswald Jarrin.
Ale deputowani parlamentu zaczęli protestować, domagając się wyjaśnień. Przede wszystkim dlatego, że w ekwadorskiej konstytucji zapisano zakaz rozmieszczania zagranicznych baz wojskowych na terenie kraju. Zaniepokojenie budził też ewentualny wpływ amerykańskiej obecności wojskowej na unikalną florę i faunę Galapagos. Tym bardziej że natychmiast pojawiły się informacje, iż USA chcą rozbudować pasy startowe lotniska w San Cristobal. „Archipelag nie może stać się amerykańskim lotniskowcem" – oświadczył kategorycznie poprzedni prezydent kraju Rafael Correa.