Andriej i Łarisa Guleszow - ona pedagog z wyższym wykształceniem, on - mechanik i kierowca dość mieli białoruskiej biurokracji, powszechnym oszukiwaniem ludzi przez urzędników, bezduszności wobec sytuacji rodzin, wobec traktowania zwierząt i ziemi. Kroplą która przelała czarę goryczy, okazało się zachowanie urzędników podatkowych w sprawie sprzedanego przez Gulaszowa samochodu Nissan X-Trail, pisze Tut.by.
Ich historia, to historia ludzi mentalnie wolnych, idących swoją, wybraną świadomie drogą w państwie, które takich postaw nie toleruje. Wiele razy byli oszukiwani, nie godzili się z postępowaniem swoich przełożonych, tzw. kolektywów, wciąż mocnych w kraju rządzonym przez byłego dyrektora kołchozu.
W końcu zostawili z tyłu etaty; zaczęli pracować na własnej ziemi. Ekologiczne gospodarstwo (4 hektary, cztery krowy, dwa konie ze źrebakami, 60 owiec, stadko kóz, króliki, drób) było nowością w zabitej dechami wiosce w rejonie drybińskim (obwód mohylewski). Ale produkcja bez chemikaliów i pestycydów zyskała klientów. Rodzina zaczynała od jednego, teraz ma 25 stałych odbiorców mleka (4,2 proc. tłuszczu), domowego masła, śmietany, twarogu, serów, mięsa, jajek, warzyw.
- To ciężka praca. Żeby ziemia się odwdzięczyła, nie można jej truć chemią, ani plastikiem, nie można rozjeżdżać ciężkim sprzętem - -wymienia Guleszow. I dodaje, że praca na własnej ziemi i bez pośredników pozwala uczciwie zarabiać i wypełniać deklarację podatkową.
Nissana X-Trail kupili trzy lata temu, nowego za 30 tys dol. w salonie od dilera w Rosji. Zapłacili w gotówce. Potrzebny bardzo, bo do ich wsi zimą często dojechać nie można, urzędnicy zapominają przysłać sprzęt drogowy, odśnieżyć.