Brexit: Ekspresowe odcumowanie od Unii

Z większości 80 posłów Johnson staje się na pięć lat panem Wielkiej Brytanii. I nie chce żadnego kompromisu z Brukselą.

Aktualizacja: 16.12.2019 18:42 Publikacja: 15.12.2019 18:00

31 grudnia 2020 r. kończy się okres przejściowy w stosunkach z Unią. Żadnego przedłużania nie będzie

31 grudnia 2020 r. kończy się okres przejściowy w stosunkach z Unią. Żadnego przedłużania nie będzie – zapowiedział Boris Johnson

Foto: AFP

– Zabieram nasz kraj we wspaniałą podróż – zapowiedział premier, gdy w piątek nad ranem okazało się, że wywalczył dla torysów największy sukces od tryumfalnej reelekcji Margaret Thatcher w 1987 r.

Partia Konserwatywna zdobyła w tych wyborach aż 365 deputowanych w 650-osobowej izbie niższej brytyjskiego parlamentu, o 48 więcej, niż miała dotychczas. W ten sposób Boris Johnson zyskał niezwykłe narzędzie sprawowania władzy, tym bardziej że wcześniej zadbał, aby na listach ugrupowania znaleźli się wyłącznie zwolennicy szybkiego rozwodu z Unią.

Nowe zasady imigracji

Dlatego plan premiera jest teraz radykalny.

– To jest dla nas spektakularny sukces. Wraz z nim znikają wszelkie wątpliwości: 31 stycznia Wielka Brytania wychodzi z Unii, bez żadnych ale. Wycofujemy naszych deputowanych z Parlamentu Europejskiego, naszego komisarza. A po upływie okresu przejściowego 31 grudnia 2020 r. przestajemy być członkiem jednolitego rynku i unii celnej – mówi „Rz" Mark Francois, lider najbardziej eurosceptycznej frakcji w Izbie Gmin (European Research Group). – Do tego czasu wynegocjujemy umowę o wolnym handlu z Unią. Mamy na to wystarczająco czasu. Wszyscy mówili, że Boris Johnson nie zdoła ustalić z Brukselą nowej umowy rozwodowej, a jednak zrobił to w trzy miesiące. Teraz też będzie to możliwe – dodaje Francois.

Wynik wyborów niespodziewanie zmienił dynamikę rozmów między Londynem i Brukselą. Do tej pory to Unia była stroną silniejszą. Teraz rola jakby się zmieniła. W europejskiej centrali nagle pojawiła się wątpliwość, czy w ledwie rok uda się ustalić z Brytyjczykami nowe zasady współpracy.

Brak porozumienia przed 1 stycznia 2021 r. byłby porównywalny z twardym brexitem z bardzo negatywnymi skutkami dla brytyjskiej, ale też unijnej gospodarki. Dlatego w Brukseli pojawił się pomysł, aby skoncentrować się na negocjacjach handlowych, pozostawiając na później takie kwestie, jak usługi finansowe czy ruch lotniczy. Komisja Europejska rozważa także wystąpienie do Londynu o przedłużenie terminu wygaśnięcia okresu przejściowego. Ale na razie trudno tu raczej wróżyć sukces.

– Johnson już się nauczył, że w negocjacjach z Unią nie może być sukcesu, jeśli nie ustali się nieodwołalnego terminu zakończenia rokowań. Nie będzie więc z naszej strony zgody na przedłużenie okresu przejściowego – mówi „Rz" Daniel Moylan, doradca ds. brexitu szefa rządu. – Ale nawet jeśli uda nam się na czas wynegocjować umowę o wolnym handlu, który zapobiegnie wprowadzeniu ceł między Wielką Brytanią i Unią, to i tak 1 stycznia 2021 r. należy się spodziewać korków na granicy. Trzeba będzie przecież wprowadzić kontrolę norm towarów i ich pochodzenia – ostrzega Moylan.

Dla Polski, największej potęgi transportowej w Unii, dla której Wielka Brytania jest drugim partnerem handlowym, to poważne wyzwanie. Ale niejedyne. Johnson zapowiedział, że od początku 2021 r. wejdzie w życie zupełnie nowa polityka migracyjna, która wzorem Australii będzie oparta na systemie punktowym. Imigranci zostaną podzieleni na trzy kategorie: „wyjątkowych talentów", dla których granice królestwa pozostaną otwarte, „osób wysoko wykwalifikowanych", które będą mogły się tu osiedlić na dłużej pod warunkiem wcześniejszego zawarcia kontraktu o pracę, oraz „osób niewykwalifikowanych", które będą mogły uzyskać jedynie wizy krótkoterminowe. Polacy, podobnie jak obywatele innych krajów UE, którzy do tej pory legalnie mieszkali na Wyspach, zachowają dotychczasowe prawa, ale pod warunkiem, że wcześniej się zarejestrują. Pod koniec listopada, na 13 miesięcy przed ostatecznym terminem, zrobiło tak 51 proc. polskich obywateli żyjących w Wielkiej Brytanii.

– To stanowi wyraźne przyspieszenie. Ludzie się mobilizują zawsze, kiedy brexit staje się bardziej realny – mówi „Rz" Jakub Krupa z zarządu polonijnego stowarzyszenia POSK.

Radykalizm Corbyna

Niezwykły sukces Johnsona okazał się możliwy, bo w środkowej i północnej Anglii bardzo wielu wyborców, którzy tradycyjnie popierali Partię Pracy, teraz postawiło na konserwatystów. Instytut Opinium Research ustalił, że stało się tak z dwóch powodów. Dla 45 proc. nie do zaakceptowania był radykalizm lidera laburzystów Jeremy'ego Corbyna, który nie chciał nawet zaśpiewać brytyjskiego hymnu w trakcie obchodów rocznicy bitwy o Anglię, tak ideologicznie jest przesiąknięta jego polityka. Ale 31 proc. pytanych przyznało, że głównym powodem odejścia od laburzystów były niekończące się wahania Corbyna w sprawie brexitu

– Mieliśmy trzy i pół roku żenującego spektaklu niemocy parlamentu. Wyborcy nie chcą dłużej tego oglądać. W 1979 r. Thatcher doszła do władzy pod hasłem „z labour to nie działa". Johnson dostosował tę strategię do dzisiejszych czasów – mówi Moylan.

Strategia okazała się nad wyraz skuteczna: Tracąc 59 deputowanych, laburzyści uzyskali najgorszy wynik od 1935 r. Jednak Corbyn zapowiedział, że poda się do dymisji dopiero przed najbliższymi wyborami, teoretycznie nawet za pięć lat.

Referendum w Szkocji?

Ale jest też drugi zwycięzca tych wyborów: Szkocka Partia Narodowa (SNP), która uzyskała 48 spośród 59 mandatów przypisanych tej prowincji, o 13 więcej niż do tej pory.

– Boris Johnson nie uzyskał mandatu, aby wyprowadzić Szkocję z Unii – uważa liderka SNP Nicola Sturgeon, która zapowiedziała, że w ciągu kilku tygodni wystąpi do Londynu z wnioskiem o rozpisanie nowego referendum niepodległościowego. Zdaniem Daniela Moylan Johnson nie zgodzi się jednak na nie przynajmniej do czasu najbliższych wyborów lokalnych w Szkocji za dwa lata. Premier zakłada, że do tego czasu sytuacja gospodarcza kraju będzie na tyle dobra, że nastroje wrogości wobec brexitu wśród Szkotów opadną.

Inny rysujący się problem dla Johnsona to kryzys w Irlandii Północnej. W październiku premier wynegocjował z Unią nową umowę rozwodową wbrew unionistom z Ulsteru. Zakłada ona, że po brexicie do czasu zawarcia nowego porozumienia o współpracy między Londynem i Brukselą w prowincji będą stosowane regulacje jednolitego rynku. W takim układzie kontrole miałyby więc być przeprowadzane między Irlandią Północną i resztą królestwa, co zdaniem Demokratycznej Partii Unionistycznej (DUP) może być pierwszym krokiem do zjednoczenia Zielonej Wyspy.

Jednak Daniel Moylan uważa, że takich kontroli w ogóle nie będzie, a jeśli już, to rygorystyczne nie będą.

– Unia Europejska w pewnym momencie będzie musiała zdecydować, czy w takim układzie wyrzuci Irlandię Północną z jednolitego rynku i wprowadzi kontrole na granicy Irlandii Północnej i Republiki Irlandii. W kontekście procesu pokojowego w Ulsterze to bardzo trudna politycznie decyzja – uważa doradca ds. brexitu premiera.

– Zabieram nasz kraj we wspaniałą podróż – zapowiedział premier, gdy w piątek nad ranem okazało się, że wywalczył dla torysów największy sukces od tryumfalnej reelekcji Margaret Thatcher w 1987 r.

Partia Konserwatywna zdobyła w tych wyborach aż 365 deputowanych w 650-osobowej izbie niższej brytyjskiego parlamentu, o 48 więcej, niż miała dotychczas. W ten sposób Boris Johnson zyskał niezwykłe narzędzie sprawowania władzy, tym bardziej że wcześniej zadbał, aby na listach ugrupowania znaleźli się wyłącznie zwolennicy szybkiego rozwodu z Unią.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 792
Świat
Akcja ratunkowa na wybrzeżu Australii. 160 grindwali wyrzuconych na brzeg
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 791
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 790
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 789