Gdy 47 lat temu Wielka Brytania wstępowała do Wspólnoty, konserwatywny premier Edward Heath zorganizował w centrum stolicy wielkie uroczystości, w tym wieczorny przemarsz z pochodniami. Konserwatywny przywódca, a jednocześnie zdeklarowany euroentuzjasta, po śmierci generała de Gaulle'a zdołał nie tylko przełamać opór Francji wobec przyjęcia do zjednoczonej Europy Wielkiej Brytanii, ale także przekonać do tego większość deputowanych Izby Gmin.
Blisko pięć dekad później role się odwróciły. Torysi stali się główną siłą na rzecz brexitu, laburzyści zaś, choć podzieleni – ostoją zwolenników integracji. Jednocześnie dawna EWG, która w latach 70. ubiegłego wieku miała za sobą 30 lat niezwykłego rozwoju, ugrzęzła w marazmie gospodarczym, podczas gdy Wielka Brytania, której gospodarki w 1974 r. do życia jeszcze nie przywróciła Margaret Thatcher, w ostatnich latach wykazywała więcej dynamizmu niż kontynent.
A jednak w ten piątek, gdy wybije 23.00 i Królestwo zakończy swój romans z Brukselą, świętowania nie będzie. Choć lider eurosceptycznej frakcji torysów Mark Francois starał się o to usilnie, milczeć będą w tym momencie dzwony Big Ben. Kultowy mechanizm przechodzi kompleksowy remont. Na frontonie siedziby premiera przy Downing Street 10 zostanie co prawda wyświetlony okolicznościowy film, ale zobaczą go nieliczni: miejsce jest oddzielone od miasta wysoką, ozdobną kratą.
Dla zagorzałych przeciwników Unii pozostanie skromna uroczystość przed budynkami parlamentu zorganizowana nie przez rząd czy Partię Konserwatywną, tylko lidera Partii Brexitu Nigela Farage'a, który jako pierwszy przed laty wylansował pomysł wyprowadzenia kraju ze Wspólnoty.
Brytyjczycy podzieleni
Wielkiego święta nie będzie po części dlatego, że trzy i pół roku od referendum rozwodowego, Brytyjczycy są głęboko podzieleni w sprawie sensu opuszczenia europejskiej rodziny. Najnowszy sondaż przygotowany dla dziennika „The Independent" wskazuje, że taki ruch popiera 48 proc. ankietowanych, a 52 proc. jest mu przeciwne. To, co prawda dokładnie odwrotnie, niż było w decydującym głosowaniu w czerwcu 2016 r., ale taka różnica więc mieści się w granicach błędu statystycznego, a nie jest sygnałem długofalowej zmiany nastawienia społeczeństwa.