Młode pokolenie, często wychowywane w cieplarnianych warunkach, ma niesłychanie rozbudzone potrzeby konsumpcyjne. Nakręca to internet, który jest dla nich naturalny jak woda i powietrze – korzystają z sieci non stop i z niej czerpią wzorce, nie zawsze tego warte.
Blogerzy czy influencerzy przerzucają się gadżetami, które potwierdzają status – bez odpowiedniego modelu telefonu w środowisku nie istniejesz. Ale tylko bloger dostaje telefon za darmo i jeszcze ktoś mu płaci za to, by się z nim pokazywał.
Ogromne nasycenie rynku powoduje, że telekomy i dostarczyciele innych usług przyjmują z otwartymi ramionami każdego klienta, nawet potencjalnie niewypłacalnego. Telefon można łatwo dostać, a pozostałym po nim długiem za nieopłacone rachunki będzie się martwić później, i to najpewniej rodzic. Bo to u młodych najszybciej takich długów przybywa.
Młode pokolenie ma pod górkę – chciałoby wszystko, a niekoniecznie jest gotowe urabiać sobie ręce po łokcie. Prawda jest taka, że raczej na pewno będzie żyć w standardzie niższym niż ich rodzice. Jak zatem obyć się bez tych wszystkich gadżetów?
Model ekonomii współdzielenia, czyli wynajmowanie sprzętów, aut czy mieszkań (zamiast hoteli), jest właśnie odpowiedzią na takie niezaspokojone potrzeby. Chcesz błysnąć luksusową garderobą, to na jeden wieczór możesz wynająć suknię czy garnitur, podjechać pod klub wypożyczonym autem. Życie w kilka osób w jednym mieszkaniu staje się standardem, bo młodych nie stać na mieszkanie w pojedynkę. Może by i było, ale wtedy musieliby zrezygnować ze śniadań na mieście, kawy na wynos, no i gadżetów. Elastyczne formy zatrudnienia też ich statusu raczej nie podniosą, a nowy model butów trzeba mieć.