Pojazdy elektryczne są też coraz bardziej modne w państwach UE, w tym zwłaszcza w Wielkiej Brytanii i Holandii. Popyt na nie to nie tylko efekt zachęt finansowych. Samochody elektryczne są ciche, ekologiczne i tanie w eksploatacji. W tej sytuacji tylko kwestią czasu powinno być zastąpienie pojazdów zasilanych benzyną, olejem napędowym czy nawet gazem, samochodami na prąd. Do realizacji tej wizji droga daleka. Niektórzy uważają nawet, że jest to utopia.

W historii ludzkości był już taki etap, gdy pojazdom elektrycznym wróżono świetlaną przyszłość. Wystarczy zauważyć, że w 1899 r. udało się konstruktorom stworzyć twego typu auto przekraczające prędkość 100 km/h. Kilka lat później samochody elektryczne zostały jednak wyparte przez pojazdy z silnikami spalinowymi. Teraz historia może się powtórzyć, głównie za sprawą aut na wodór. Jedną z ich podstawowych zalet, poza tym że są m.in. ekologiczne i ciche, jest możliwość opodatkowania wodoru, tak jak benzyny czy oleju napędowego.

W naszym kraju VAT, akcyza i opłata paliwowa stanowią ponad połowę ceny tych paliw. W efekcie są jednym z kluczowych źródeł zasilania budżetu państwa. Podobnie jest w całej UE i trudno sobie wyobrazić, żeby którykolwiek z krajów chciał rezygnować z tego źródła dochodów. Prądu nie da się opodatkować w tak dużym stopniu, jak paliw, chociażby dlatego, że jest on powszechnie wykorzystywany do zaspokajania wielu podstawowych potrzeb ludzi. Barier przy rozwijaniu elektromobilności jest zresztą znacznie więcej. Wystarczy tylko wspomnieć o koncernach wydobywczych i paliwowych, które bez walki na pewno nie zamkną prowadzonych dziś biznesów.