To, że spółki energetyczne przymierzają się do finansowania (przynajmniej w pierwszym okresie) inwestycji w górniczych zakładach, w które będą się angażować, jest ewidentne. Te planowane nakłady zobaczymy zapewne w zaktualizowanych strategiach firm sektora. Można spodziewać się albo zwiększania budżetów, albo co najmniej przesunięć w ramach dotychczasowych kwot. W obu przypadkach straci energetyka, która ma wydać miliardy na odbudowę mocy i modernizację przestarzałych sieci.

Dziś w węgiel nie opłaca się inwestować, o czym świadczy tak długotrwały opór menedżerów spółek przed zaangażowaniem w kopalnie. Na to nakłada się jednak inna prawda – ta o bezpieczeństwie dostaw energii i konieczności odtworzenia mocy, częściowo także w oparciu o czarne paliwo.

Skoro węgiel ma być podstawą naszej energetyki w perspektywie połowy wieku, to czas na niepopularne decyzje. Chodzi o zamknięcie kopalń najmniej rentownych i inwestowanie tylko tam, gdzie faktycznie to ma sens. Same kopalnie też muszą się nauczyć oszczędzać i te pieniądze reinwestować. Przykład może iść od nowych właścicieli. Bo energetyka już kolejny rok z rzędu jest na ostrej diecie.

Czy to się uda? To zależy od efektów rozmów ze związkami górniczymi. Jeśli nadal rozmowy będą się sprowadzać do żądań utrzymania licznych przywilejów branży przy spadających zyskach kopalń, a rząd nie zakończy z ciągłym podawaniem kroplówki branży węglowej, to górnictwo pociągnie pod ziemię nadal nieźle radzący sobie sektor.

Wkrótce nie da się przelewać z pustego w próżne. Bo perspektywy energetyki też się pogarszają. I nie trzeba do tego obciążeń w postaci kopalń i dodatkowych inwestycji na ich rzecz.