Kryzys na rynku listów. Pocztowcy w tarapatach

Popyt na tradycyjną korespondencję skurczył się w Polsce w niespotykanym dotąd tempie, ale koszty pracy listonoszy pozostają najwyższe w Europie.

Aktualizacja: 19.08.2020 09:01 Publikacja: 18.08.2020 21:00

Kryzys na rynku listów. Pocztowcy w tarapatach

Foto: Pixabay

Filar przychodów Poczty Polskiej (PP) właśnie runął. Przez gigantyczne spadki na rynku listów wyniki wypracowywane przez spółkę w 2020 r. nie mogą napawać optymizmem. Tradycyjna korespondencja stanowi ponad 60 proc. wpływów PP. Tymczasem to źródło wysycha i to szybciej niż ktokolwiek mógł się spodziewać.

Czytaj także: Skandal na Poczcie. Zgubili akcje Skarbu Państwa

Zagrożone przychody

Jeszcze przed pandemią eksperci przewidywali w br. 10-proc. spadki. Przez epidemię koronawirusa i lockdown popyt skurczył się o ponad jedną czwartą. Taki rekord odnotowano w marcu (26 proc.). W maju ujemna dynamika spowolniła, ale i tak sięgnęła 18 proc. Biorąc pod uwagę, że od 2007 r. rynek ten w naszym kraju zmalał już o ponad 30 proc., można mówić o kryzysie.

Statystyki pokazują, że w latach 2013–2016 rynek listów w Polsce zmniejszał się w tempie 7 proc. rocznie (podczas gdy na innych europejskich rynkach o 4 proc.), a w okresie 201–2018 – o ok. 9 proc. (7 proc. za granicą). Analitycy PP w najczarniejszych scenariuszach prognozowali, że do 2024 r. zapotrzebowanie na tradycyjną korespondencję może dalej maleć w tempie do 10 proc. rocznie, z 1,3 mld przesyłek w 2019 r., do 830 mln za pięć lat. Nikt nie sądził, że segment działalności, który jeszcze rok temu przynosił grubo ponad 4 mld zł przychodów, może aż tak ucierpieć.

Pandemia uderzyła w pocztowców we wszystkich krajach, ale nad Wisłą cios okazał się szczególnie bolesny. Poczta Polska od kilku lat należała bowiem do operatorów o najwyższym poziomie tzw. e-substytucji (proces zastępowania listów e-mailami). PP tłumaczy, że spadek w listach jest m.in. skutkiem „zmian technologicznych, z których dobrodziejstw korzystają zarówno klienci biznesowi, jak i klienci indywidualni", a ów trend dodatkowo przyspieszył stan epidemii. Ale problem w tym, że to niejedyny kłopot firmy w tym kluczowym segmencie działalności. Wiele do życzenia pozostawiają bowiem wskaźniki efektywności rodzimych listonoszy. Wystarczy powiedzieć, że ich koszty pracy są najwyższe w Europie i – wbrew unijnym trendom – od lat się nie zmniejszają.

Mała torba, duża cena

Udział kosztów pracy w strukturze kosztów ogółem w PP to aż prawie 70 proc. Co więcej, taki poziom utrzymuje się od 15 lat. Tymczasem średnia innych operatorów europejskich spadła w tym okresie z 57,7 do 54,4 proc.

Statystyka pokazująca liczbę przesyłek listowych przypadających na listonosza również nie daje państwowej spółce powodów do dumy. Wskaźnik ten wynosi 50,6 tys. sztuk, a więc znacznie poniżej większości operatorów w Europie (np. dla Czech sięga on 56,7 tys., Hiszpanii – 68,8 tys., a Niemiec – 71 tys.). To oznacza, że rodzimi pocztowcy dostarczają znacznie mniej korespodencji niż ich zagraniczni koledzy, a co więcej liczba takich przesyłek przypadających na torbę listonosza od kilku lat systematycznie spada (od 2016 r. wskaźnik ten zmalał o 16 proc. z poziomu 60 tys. szt.). Przez nieefektywność PP musi poprawiać rentowność wyższymi cenami. I w tym wypadku również państwowy operator wysuwa się na czoło europejskiego rankingu, który firmie raczej nie przynosi chwały.

– Wzrost cen usług pocztowych w Polsce potwierdza coroczny raport Urzędu Komunikacji Elektronicznej. Zgodnie z jego wynikami polski rynek przesyłek listowych regularnie się kurczy, lecz – co ciekawe – jego wartość w ub.r. wzrosła o prawie 5 proc., do poziomu 3,77 mld zł – komentuje Janusz Konopka, prezes Speedmail, która jest największym w Polsce alternatywnym operatorem pocztowym.

Drożyzna sprawia, że klienci szukają konkurencyjnych dla PP usług. – Rosnące ceny odczuwają w szczególności nadawcy biznesowi i instytucjonalni, którzy starają się redukować koszty firmowej korespondencji. Na ofertę alternatywną względem PP coraz częściej decydują się banki, operatorzy telekomunikacyjni, firmy ubezpieczeniowe, ale też jednostki samorządowe – wylicza Konopka.

Analizy Deutsche Post pokazują, że – biorąc pod uwagę koszty pracy i siłę nabywczą pieniądza – więcej niż PP za takie usług biorą tylko w Danii, na Łotwie, w Grecji, Finlandii i we Włoszech. Taniej niż w Polsce list wyślemy w krajach dużo bogatszych od nas: Szwajcarii, Luksemburgu czy Niemczech.

Przez ostatnie pięć lat ceny nominalne usług pocztowych nad Wisłą wzrosły o 74 proc. (dla porównania – licząc od roku 2015 – w Niemczech o niecałe 29 proc., a w Szwajcarii i na Cyprze – bez zmian). W konsekwencji, aby pokryć koszt standardowego listu w naszym kraju, trzeba pracować 7,67 minut, podczas gdy europejska średnia wynosi 4,32 minuty (najkrócej na wysłanie listu trzeba pracować w Szwajcarii – 1,35 min).

W centrali PP tłumaczą, że „operator wyznaczony, zobowiązany świadczyć usługi powszechne, a tym samym utrzymywać złożoną sieć logistyczną, jest zmuszony zmieniać wysokość ich cen, by zachować rentowność usług".

Filar przychodów Poczty Polskiej (PP) właśnie runął. Przez gigantyczne spadki na rynku listów wyniki wypracowywane przez spółkę w 2020 r. nie mogą napawać optymizmem. Tradycyjna korespondencja stanowi ponad 60 proc. wpływów PP. Tymczasem to źródło wysycha i to szybciej niż ktokolwiek mógł się spodziewać.

Czytaj także: Skandal na Poczcie. Zgubili akcje Skarbu Państwa

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Biznes
Setki tysięcy Rosjan wyjadą na majówkę. Gdzie będzie ich najwięcej
Biznes
Giganci łączą siły. Kto wygra wyścig do recyclingu butelek i przejmie miliardy kaucji?
Biznes
Borys Budka o Orlenie: Stajnia Augiasza to nic. Facet wydawał na botoks
Biznes
Najgorzej od pięciu lat. Start-upy mają problem
Biznes
Bruksela zmniejszy rosnącą górę europejskich śmieci. PE przyjął rozporządzenie