Nielegalni bukmacherzy wracają do Polski

Radość z przepisów, które wyrzuciły z naszego kraju część firm oferujących przez internet zakłady bez licencji trwała krótko. – Szara strefa znów rośnie – alarmują legalni bukmacherzy.

Aktualizacja: 20.07.2018 10:34 Publikacja: 19.07.2018 21:00

Nielegalni bukmacherzy wracają do Polski

Foto: Adobe Stock

„W przyszłym tygodniu rozpocznie się największe na świecie wydarzenie sportowe. Piłkarskie święto potrwa cztery tygodnie, a my dajemy Ci szansę na jeszcze większe emocje, nagradzając darmowymi zakładami za każdym razem, gdy Twój faworyt wygra mecz. Wystarczy, że się zapiszesz i postawisz 55 zł na drużynę, która Twoim zdaniem zdobędzie puchar w przyszłym miesiącu. Jak myślisz, która drużyna jest skazana na zwycięstwo?" – takiego e-maila z propozycją uczestnictwa w zakładach bukmacherskich dostał tuż przed mundialem w Rosji jeden z czytelników „Rzeczpospolitej". I nie byłoby w tym nic szczególnie zdrożnego, gdyby nie fakt, że autorem e-maila była firma bukmacherska Unibet, która nie posiada licencji na oferowanie zakładów w Polsce.

Miłe złego początki

– Tego się nie spodziewaliśmy. To bardzo duże zaskoczenie. Totalny pozytyw – mówił przed rokiem Robert Grzeszczyk, prezes firmy bukmacherskiej ForBET, gdy 1 kwietnia weszła w życie nowelizacja ustawy hazardowej.

Branża bukmacherska przyjęła ją z nadzieją. Przed wejściem w życie nowych przepisów rynek bukmacherski był niemal całkowicie zdominowany przez firmy działające bez wymaganych licencji. Dość powiedzieć, że szara strefa sięgała 90 proc. Przy rynku, którego wartość szacowana była na 7–8 mld zł rocznie, jedynie 0,5 mld zł pochodziło z działalności zgodnej z polskim prawem. Resztę zgarniali nielegalni bukmacherzy, którzy oferowali swoje usługi z zagranicy, nie płacili w Polsce podatku i nie podlegali naszemu prawu. Dwóch największych operatorów zakładów bukmacherskich w Polsce, Bet365 i Bet-at-home, miało ponad 50 proc. rynku. Obie firmy to światowi giganci bez licencji na działalność w naszym kraju.

Po nowelizacji ustawy hazardowej Ministerstwo Finansów ogłosiło rejestr zakazanych stron internetowych. Nie koniec jednak na tym. Od 1 lipca zeszłego roku operatorzy internetowi mają obowiązek blokowania dostępu do stron nielegalnych bukmacherów. Co więcej, banki muszą blokować płatności od zakazanych u nas bukmacherów na rachunki graczy. Za sam udział w zakładach u nielegalnego bukmachera grozi nawet 3,2 mln zł grzywny. Gracz traci też postawione pieniądze i wygraną.

Legalni bukmacherzy zacierali ręce. Szara strefa na rynku bukmacherskim zaczęła się kurczyć. Na koniec zeszłego roku legalni operatorzy mieli już 40 proc. rynku. Rosła liczba klientów firm, które działają z licencją, a także kwota wypracowanego przez nie podatku od gier. Szacowane obroty legalnej części rynku bukmacherskiego w Polsce w 2017 r. sięgnęły 3,3 mld zł, największa część przypadła na firmę STS. W kolejnych latach szara strefa miała się dalej kurczyć. Zgodnie z rachubami MF docelowo legalni bukmacherzy mieli kontrolować 80 proc. rynku. Rosnąć miały przy tym dochody budżetu.

Czytaj także: Zalew nielegalnych stron bukmacherów

Przedwczesna radość

– W zeszłym roku część nielegalnych operatorów zdecydowała się opuścić nasz rynek – mówi Łukasz Borkowski ze Stowarzyszenia Graj Legalnie. – Ta decyzja była jednak w większym stopniu motywowana zmianami w prawie brytyjskim niż w polskim. Podmiotom działającym w Wielkiej Brytanii grozi cofnięcie tamtejszej licencji, gdy generują znaczną część przychodów na rynkach nieregulowanych, np. w Polsce – tłumaczy.

Jego zdaniem obecnie coraz więcej nielegalnych operatorów wraca na polski rynek.

– Niektóre z firm, które w zeszłym roku wycofały się z obsługi klientów z Polski, na kilka miesięcy przed mundialem ponownie otworzyły się na graczy znad Wisły – potwierdza Łukasz Kieza, country manager w firmie LV BET Zakłady Bukmacherskie.

Winą za tę sytuację bukmacherzy obarczają Ministerstwo Finansów, które ich zdaniem zbyt opieszale aktualizuje rejestr zakazanych domen. Legalnemu rynkowi szkodzą też wysokie podatki. – Oczywiste jest, że gracze szukają możliwości skorzystania z usług bukmachera, który nie pobiera 12 proc. podatku– mówi Łukasz Kieza.

Ministerstwo Finansów na razie chyba nie widzi powracającego problemu. Na nasze pytania w tej sprawie odpowiedziało tylko, że Krajowa Administracja Skarbowa na bieżąco śledzi to, co dzieje się w internecie, wyszukuje domeny nielegalnych bukmacherów i uzupełnia ich rejestr. – Do rejestru zostało wpisanych już 2399 nazw domen – poinformował nas resort finansów.

O co zakładają się Polacy?

– Polacy przede wszystkim obstawiają sercem, jeżeli chodzi o takie duże imprezy, jak mistrzostwa Europy czy świata, gdzie gra polska reprezentacja – mówił w jednym z wywiadów dla „Rzeczpospolitej" Mateusz Juroszek, prezes firmy bukmacherskiej STS.

Patriotyzm przejawia się szczególnie w piłce nożnej – Polacy niemal w każdym meczu obstawiają wygraną swojej drużyny.

– 90–95 proc. to zakłady na sport – głównie piłkę nożną, tenis, koszykówkę – mówił Juroszek.

Wiele osób obstawia też wyniki konkursów w różnych programach telewizyjnych, takich jak „Taniec z gwiazdami".

Bardzo popularne są również zakłady na wybory prezydenckie czy samorządowe w Polsce. Zdaniem Mateusza Juroszka dane zebrane przez bukmacherów są zwykle bardziej wiarygodne od sondaży, ponieważ w grę wchodzą własne pieniądze. – W zwykłych sondażach ludzie nie zawsze mówią prawdę – uważa i dodaje, że firma bukmacherska STS już tydzień przed wyborami prezydenckimi wiedziała, że zwycięzcą będzie Andrzej Duda.

Opinia

Adam Lamentowicz, prezes Totolotka

Mimo blokowania IP i płatności, które wprowadziła nowelizacja, nadal jest dużo podmiotów, które nie posiadają zezwolenia Ministerstwa Finansów, a tym samym nie mogą legalnie oferować usług w Polsce, lecz robią to bardzo skutecznie i agresywnie pracując z olbrzymimi bazami graczy, które firmy te zbudowały w Polsce w latach 2009–2017. W ostatnim czasie obserwujemy ich wzmożoną aktywność.

Podmioty posiadające zezwolenie Ministerstwa Finansów obciążone są jednymi z najwyższych podatków na świecie w tej branży. Nie płacą ich podmioty zarejestrowane poza Polską. Dlatego legalnym firmom bardzo trudno jest skutecznie konkurować z tymi bez licencji.

„W przyszłym tygodniu rozpocznie się największe na świecie wydarzenie sportowe. Piłkarskie święto potrwa cztery tygodnie, a my dajemy Ci szansę na jeszcze większe emocje, nagradzając darmowymi zakładami za każdym razem, gdy Twój faworyt wygra mecz. Wystarczy, że się zapiszesz i postawisz 55 zł na drużynę, która Twoim zdaniem zdobędzie puchar w przyszłym miesiącu. Jak myślisz, która drużyna jest skazana na zwycięstwo?" – takiego e-maila z propozycją uczestnictwa w zakładach bukmacherskich dostał tuż przed mundialem w Rosji jeden z czytelników „Rzeczpospolitej". I nie byłoby w tym nic szczególnie zdrożnego, gdyby nie fakt, że autorem e-maila była firma bukmacherska Unibet, która nie posiada licencji na oferowanie zakładów w Polsce.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Biznes
Bruksela zmniejszy rosnącą górę europejskich śmieci. PE przyjął rozporządzenie
Biznes
Niedokończony obraz Gustava Klimta sprzedany za 30 mln euro
Biznes
Ozempic może ograniczyć picie alkoholu i palenie papierosów
Biznes
KGHM rozczarował. Mniej produkuje i sprzedaje
Biznes
Majówka 2024 z zaciśniętym pasem. Większość Polaków zostanie w domu