Rewolucja technologiczna, szczególnie cyfrowa, spowodowała już wiele zmian w tradycyjnym pojmowaniu produktów czy usług. Pojawienie się nowych rozwiązań w skali globalnej wywróciło już do góry nogami branże: telekomunikacyjną (telefony stacjonarne zostały wyparte najpierw przez zwykłe komórki, a te z kolei przez smartfony), transportową (Uber, BlaBlaCar), hotelarską i turystyczną (Airbnb, Booking), handlową (Amazon).
Podobny przewrót w filozofii i technologii ma miejsce w przemyśle tytoniowym. Najwięksi gracze intensywnie rozwijają ofertę produktów, w których tytoń jest podgrzewany, a nie spalany. Według koncernów sprawia to, że osoby korzystające z nowych urządzeń wdychają nawet o 95 proc. mniej substancji trujących. Zdaniem naukowców najbardziej szkodliwe w dymie tytoniowym są substancje smoliste, których urządzenia podgrzewające tytoń nie wytwarzają.
– Branża tytoniowa doszła do miejsca, w którym nigdy nie było większej szansy na rozwiązanie problemu szkodliwości palenia papierosów – uważa Jacek Olczak, prezes ds. operacyjnych w globalnym Philip Morris; zarządza zarówno biznesem tradycyjnym, jak i nowatorskimi produktami firmy.
Według szacunków, które przytacza Ministerstwo Zdrowia, codziennie papierosy pali prawie 9 mln Polaków. 91 proc. wpada w nałóg przed ukończeniem 25 roku życia. Resort regularnie informuje o szkodliwości palenia. Przypomina, że dym tytoniowy zawiera 7 tys. szkodliwych substancji, z których ponad 70 jest rakotwórczych. A nikotyna ma silne działanie uzależniające. Resort wskazuje też, że bierne palenie także szkodzi.
– Zastanówmy się, w którym momencie konsumenci mogą przestawać kupować papierosy. Oczywiście możemy kontynuować informacje – całkiem prawidłowo – na temat szkodliwych skutków palenia, jednak efekty tej polityki znamy od dziesięcioleci. Jakiś procent palaczy rzuca palenie, a większość z różnych powodów tego nie robi, więc problem zostaje – wskazuje Jacek Olczak.