Dzisiaj przed południem notowania akcji mBanku lekko traciły, ale po podaniu informacji przez „Handelsblatt” zaczęły lekko zwyżkować, o 0,5 proc., do 320,6 zł. Wcześniej wycena mBanku była napędzana spekulacjami, że zostanie wystawiony na sprzedaż i jako łakomy kąsek spodoba się inwestorom i dojdzie do licytacji. Jeszcze wiosną za jego walory płacono 450 zł, ale od czerwca, gdy wzrosły obawy o koszty przegrywanych przez banki spraw dotyczących hipotek frankowych, kurs spadł o 27 proc. mBank ma sporo tego typu kredytów – 16,9 mld zł (w tym ok. 15 mld zł w Polsce) stanowiących 16,3 mld proc. portfela kredytów. Prawdopodobnie, gdyby miało dojść do sprzedaży, portfel ten zostałby wydzielony, tak jak to było w przypadku BPH, Raiffeisen Polbanku i Deutsche Banku Polska.
Notowania Commerzbanku zyskują dzisiaj 0,5 proc., do 5,73 euro. Wprawdzie przez miesiąc kurs zyskał 22 proc., ale w połowie sierpnia zanotował najniższy poziom w historii (4,76 euro) i do tego momentu od szczytu sprzed półtora roku kurs spadł aż o 65 proc.
Łakomy kąsek
Commerzbank boryka się z niską rentownością i kapitałami. W połowie marca pisaliśmy, że mBank mógłby trafić na sprzedaż, gdyby ten wicelider niemieckiego sektora połączył się z liderem – Deutsche Bankiem (w kwietniu rozmowy zakończyły się fiaskiem).
Według naszych rozmówców mBank z pewnością byłby łakomym kąskiem dla wszystkich graczy. – To bank z pierwszej piątki pod względem wielkości, ma spory udział w rynku, jest rozwinięty technologicznie, działa w stosunkowo dużym kraju UE o dobrej i rozwijającej się gospodarce. Bardziej atrakcyjny wydaje się dla nowych graczy niż banków już obecnych na naszym rynku ze względu na jego lekką, niewielką, a więc niskokosztową, sieć oddziałów, co powoduje, że główne i najłatwiejsze w bankowych fuzjach kosztowe efekty synergii dzięki zamykaniu oddziałów i zwolnieniom nie byłyby tak duże jak zwykle. W tym przypadku bardziej liczyłoby się zwiększenie skali, które w dobie bankowości cyfrowej jest bardzo ważne i daje sporo korzyści, więc pomimo potencjalnie mniejszych synergii kosztowych nawet obecni na naszym rynku gracze mogliby być zainteresowani mBankiem – mówił Andrzej Powierża, analityk DM Citi Handlowego.
Podobnego zdania był Mateusz Krupa, analityk Erste Securities. – mBank prawdopodobnie spotkałby się z dużym zainteresowaniem, bo to nie tylko atrakcyjne aktywo, ale też jedyny duży bank potencjalnie na sprzedaż, który pozwoliłby nowemu graczowi lub mającemu niewielką pozycję na polskim rynku na uzyskanie istotnej skali – mówi analityk Erste.
Kto się może skusić?
Sprawa jest tym ciekawsza, że w opublikowanym parę dni temu programie wyborczym PiS znalazł się zapis o zwiększaniu udziału polskiego kapitału w sektorze bankowym w razie pojawienia się okazji. –Pytanie brzmi, czy politycy zgodziliby się, aby tak duży bank przeszedł z jednych zagranicznych rąk do innych, czy też może byłaby pokusa, aby wykorzystać tę okazję do zwiększenia udziału polskiego kapitału w sektorze. Polskiego, czyli zapewne państwowego, bo prywatni inwestorzy są na to zbyt słabi. W praktyce, ze względu na konieczność utrzymywania wskaźników wyraźnie powyżej minimalnych wymogów, dla każdego z obecnych w Polsce banków przejęcie mBanku musiałoby się wiązać z emisją akcji. Kto mógłby być zainteresowany? Na myśl przychodzi PKO BP, którego prezes Zbigniew Jagiełło mówił, że konsolidacja małych graczy tego banku nie interesuje, i sugerował, że bank przyjrzałby się przejęciom bankowych aktywów o wartości co najmniej 100 mld zł – przypominał Powierża.