Haszczyński: Wojna dronów, nowa nadzieja biedaków i fanatyków

Atak na instalacje naftowe to odprysk głównego konfliktu w świecie islamu – między sunnicką Arabią Saudyjską a szyickim Iranem. I dowód, że słabsi nie muszą ginąć, by zwyciężać z mocarstwami.

Aktualizacja: 17.09.2019 12:10 Publikacja: 16.09.2019 18:45

Haszczyński: Wojna dronów, nowa nadzieja biedaków i fanatyków

Foto: AFP PHOTO / PLANET LABS INC. / HO

Niezależnie, kto go dokonał, czy Huti, rebeliancki ruch szyicki z Jemenu, którzy się do tego przyznali, czy też, jak sugerują Amerykanie – Irańczycy, wspierający Hutich – jest sukcesem słabszej strony. Szyici są biedakami w porównaniu z sunnickimi Saudyjczykami i karłami technologicznymi w porównaniu ze wspierającymi Saudyjczyków Amerykanami.

Wyposażone w rakiety drony wydawały się dotychczas raczej bronią bogatych i zaawansowanych, całkowicie bezpieczny żołnierz naciskał guzik i trafiał w cel na drugim końcu świata. Teraz widać, że świetnie wykorzystać mogą ją także biedni, izolowani, czujący upokorzenie, w tym fanatycy i terroryści. Nie muszą się już wysadzać.

Przeczytaj też: Kto zaatakował saudyjskie rafinerie? USA nie ulegną prowokacji

Huti już wcześniej zadziwili skutecznością. Dekadę temu była to lokalna partyzantka bogobojnych zajdytów (przedstawicieli jemeńskiego odłamu szyizmu) pod wodzą jednej rodziny. Kontrolowali wówczas jedną prowincję Jemenu, Saada, nie mieli dostępu do morza.

Cały Jemen jest biedny (nie ma biedniejszego wśród krajów arabskich) i zapóźniony cywilizacyjnie, a co dopiero mówić o leżącym w górach bastionie Hutich. A mimo to, jak pięć lat temu ruszyli na stolicę, Sanę, to ją zdobyli, wchodząc w alians z byłym prezydentem Salehem, z którym wcześniej toczyli wojnę. I są w niej do dzisiaj, kontrolują kluczowe terytoria w Jemenie. Zabili Saleha, wykrywając jego zdradę dzięki nowoczesnej technologii, do której teoretycznie nie powinni mieć dostępu. Prości górale i wieśniacy radzą sobie z nalotami i atakami lądowymi koalicji sunnickiej pod wodzą superbogatych Saudyjczyków, która może liczyć na pomoc technologiczną i wywiadowczą od Amerykanów. A zapewne i od Izraelczyków, którzy traktują Iran jak egzystencjalne zagrożenie.

Zbrojne ugrupowania szyitów takie jak Huti wzmacniają jeszcze irańskie wpływy w regionie. Ich sukcesy powinny dodatkowo zniechęcać Amerykanów do wszczęcia prawdziwej wojny przeciw Iranowi. Skoro Huti są nie do pokonania, to co dopiero mówić o 80-milionowym dumnym kraju z oddanymi siłami zbrojnymi. Taki jest chyba przekaz płynący z ataku dronów – prezydencie USA, nie myśl o wojnie, siądź do rozmów z przywódcą Islamskiej Republiki, co zresztą sugerowałeś, i powróćmy do porozumienia nuklearnego z 2015 roku, które zerwałeś.

Niezależnie, kto go dokonał, czy Huti, rebeliancki ruch szyicki z Jemenu, którzy się do tego przyznali, czy też, jak sugerują Amerykanie – Irańczycy, wspierający Hutich – jest sukcesem słabszej strony. Szyici są biedakami w porównaniu z sunnickimi Saudyjczykami i karłami technologicznymi w porównaniu ze wspierającymi Saudyjczyków Amerykanami.

Wyposażone w rakiety drony wydawały się dotychczas raczej bronią bogatych i zaawansowanych, całkowicie bezpieczny żołnierz naciskał guzik i trafiał w cel na drugim końcu świata. Teraz widać, że świetnie wykorzystać mogą ją także biedni, izolowani, czujący upokorzenie, w tym fanatycy i terroryści. Nie muszą się już wysadzać.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Potrzeba nieustannej debaty nad samorządem
Publicystyka
Piotr Solarz: Studia MBA potrzebują rewolucji