Nielegalne podsłuchy polityków, urzędników i biznesmenów w restauracji Sowa & Przyjaciele zatrzęsły sceną polityczną. Prokuratura twierdzi, że stały za nimi cztery osoby: domniemany inspirator Marek Falenta, jego współpracownik Krzysztof Rybka i kelnerzy: Konrad Lassota (wszyscy trzej zgadzają się na ujawnienie ich danych) oraz Łukasz N. Ten pierwszy miał zlecić nagrania rozmów łącznie ok. 150 osób, żeby wykorzystać je m.in. w swoich interesach.
We wtorek oskarżeni zjawili się w Sądzie Okręgowym w Warszawie. – Liczę na wyjaśnienie sprawy i potwierdzenie mojej niewinności – mówił dziennikarzom Falenta, węglowy potentat.
Oskarżeni przybyli z adwokatami, a Łukasz N. także z chroniącymi go uzbrojonymi antyterrorystami. Miał kuloodporną kamizelkę i kominiarkę. Na kolejnych rozprawach musi odsłonić twarz, ale sąd zakazał robienia mu zdjęć. – Jesteśmy zdziwieni, że policja chroni oskarżonego N. jak w sprawach, które mają charakter mafijny – mówił mec. Roman Giertych, pełnomocnik pokrzywdzonego w sprawie byłego szefa MSZ Radosława Sikorskiego (status pokrzywdzonych ma łącznie 97 osób).
Proces będzie się toczył według procedury kontradyktoryjnej, ponieważ akt oskarżenia wpłynął, kiedy ta jeszcze obowiązywała (obecny rząd się z niej wycofał). Sąd nie będzie zatem np. przeprowadzał swoich dowodów, ograniczy się do roli arbitra w starciu oskarżycieli z obroną. Pierwsze potyczki skończyły się porażką obrońców oskarżonych. Sąd odrzucił ich wnioski m.in. o utajnienie wyjaśnień Łukasza N., o odroczenie postępowania, umorzenie go lub skierowanie do mediacji oraz o wyłączenie sprawy Rybki i jej umorzenie.
Sąd zgodził się tylko przełożyć o trzy dni rozpoczęcie procesu, czego chcieli obrońcy Falenty (muszą występować na rozprawach w innych procesach 17 i 19 maja). Następny termin wyznaczył na 20 maja, kolejne na czerwiec, lipiec i sierpień.