- Wydajemy rocznie aż 4 miliardy dolarów na diagnozowanie i leczenie zmian w piersiach, które wcale nie zagrażają życiu kobiet - mówi Greg Thurber, profesor Inżynierii chemicznej i inżynierii biomedycznej na Uniwersytecie Michigan, który kieruje zespołem pracującym nad rewolucyjną pigułką.
Metodą diagnostyczną w raku piersi, stosowaną obecnie najszerzej, jest mammografia RTG. Dzięki niej można ujawnić obecność guzka, zanim będzie on wyczuwalny pod skórą. Niestety, choć mammografia jest bardzo cennym narzędziem, nie jest zdaniem naukowców dostatecznie precyzyjna. Często wykrywane są łagodne zmiany, które nie zagrażają życiu pacjentek. Z tego powodu aż około jedna trzecia z nich jest leczona na wyrost - chirurgicznie i za pomocą chemioterapeutyków. Z drugiej strony, według wielu doniesień, badanie mammograficzne nie wykrywa od 10 do 40 procent ognisk złośliwego raka. Tak się dzieje szczególnie w przypadku młodych kobiet, u których gęsto utkana, gruczołowa tkanka piersi daje na zdjęciu RTG rozbielony obraz, na którym po prostu nie widać guzków. To zmniejsza drastyczne szanse wczesnego leczenia i pokonania choroby.