Upragniona ciąża w szkle

15 tysięcy par korzysta co roku z zapłodnienia pozaustrojowego. Piszemy, na czym polega i ile kosztuje.

Aktualizacja: 02.12.2014 08:51 Publikacja: 02.12.2014 01:00

Upragniona ciąża w szkle

Foto: Flickr

Według danych Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) problem bezdzietności dotyczy nawet 80 mln par na świecie i 10–15 proc. par w wieku prokreacyjnym. Zgodnie z szacunkami Ministerstwa Zdrowia w Polsce z niepłodnością zmaga się 1,2–1,3 mln par, a dla około 15 tys. z nich jedynym sposobem na posiadanie dziecka jest zapłodnienie pozaustrojowe in vitro (z łac. dosłownie „w szkle").

Według szacunków ginekologów w Polsce zapłodnieniu in vitro poddaje się rocznie ok. 15 tys. par. Zdaniem Europejskiego Stowarzyszenia Embriologii i Rozrodu Człowieka (ESHRE) w krajach UE sukcesem kończy się jeden na trzy transfery zarodka. Danych z Polski wciąż brak.

Program dla wybranych

Przez wiele lat barierą in vitro była u nas cena – od ok. 10 tys. do 15 tys. zł. Częściowo zniósł ją program „Leczenie niepłodności metodą zapłodnienia pozaustrojowego na lata 2013–2016". Od 1 lipca 2013 r. do 30 czerwca 2016 r. Ministerstwo Zdrowia wyda na niego 244 mln zł (w zeszłym roku 33 mln, w tym 80 mln, a w latach 2015–2016 – 131 mln zł). Pomoc od resortu należy się jednak tylko wybranym. Para starająca się o refundację musi mieć udokumentowane minimum 12 miesięcy nieskutecznego leczenia niepłodności, a w momencie zgłoszenia do programu kobieta musi mieć mniej niż 40 lat. Z udziału w programie dyskwalifikuje brak możliwości pobrania komórek u jednego z partnerów, poważne wady układu rozrodczego (np. brak macicy) czy nawracające utraty ciąż w tym samym związku.

Zobacz dużą grafikę (PDF 400kB)

Pary, które planują adopcję komórki jajowej bądź zapłodnienie nasieniem dawcy lub takie, w przypadku których bezwzględnie liczy się czas, muszą więc płacić za udział w programie.

32-letnia Marta na finansowanie rządowe nie miała szans. Po operacji macicy dowiedziała się, że na zajście w ciążę ma rok, może dwa lata, a każdy miesiąc zmniejsza jej szanse. Kiedy lekarz zalecił in vitro, Marta nie wahała się ani chwili. Przyznaje, że nie na  wszystko była przygotowana. I nie chodzi nawet o koszty, czyli blisko 9 tys. zł, jakie wydała na leki, zapłodnienie i prowadzenie ciąży, ale ogromne obciążenie dla organizmu.

– Już na etapie stymulacji hormonalnej byłam nie do życia, a kiedy po transferze zarodka zaczęłam brać podtrzymujący ciążę progesteron, nie byłam w stanie wstać z łóżka. Zmęczenie wyłączyło mnie z pracy na ponad miesiąc – mówi.

Sama ciąża też nie należała do najłatwiejszych, choć Marta wie, że miała szczęście. Pierwszy transfer rzadko kończy się zagnieżdżeniem zarodka.

Sama procedura wymagała zaangażowania i częstych wizyt w klinice. Pobranie komórek jajowych poprzedziła kilkunastodniowa stymulacja hormonalna. Zastrzyki, które kosztowały łącznie kilkaset złotych, robiła sobie sama. Lekarz co kilka dni sprawdzał rozwój komórek jajowych. Jajniki Marty wyprodukowały aż 19 komórek, które ginekolog pobrał pod narkozą podczas punkcji.

Ponieważ jej leczenie było walką z czasem, lekarz zdecydował się na mikroniekcję (ICSI), bardziej skomplikowaną metodę zapłodnienia pozaustrojowego, podczas której do komórki jajowej wprowadza się specjalną igłą jeden wybrany plemnik. Daje to większą gwarancję zapłodnienia niż metoda standardowa, w której komórkę jajową umieszcza się w płynie z plemnikami i pozwala im się działać samodzielnie.

Lekarz zalecił zastrzyki z progesteronu i zaprosił na transfer pięciodniowego zarodka (można też wszczepić zarodek dwudniowy). Test ciążowy na obecność we krwi beta HCG, czyli ludzkiej gonadotropiny kosmówkowej, zrobiła po tygodniu. Wynik był dodatni. – Ale do końca trzeciego trymestru trzymałam ciążę w tajemnicy – mówi Marta, dziś mama miesięcznej, zdrowej Antosi.

Pozostałe z sześciu dojrzałych komórek jajowych Marta zdecydowała się zamrozić za 900 zł na rok.

Szanse w procentach

O takim scenariuszu marzy większość par. Tym bardziej że według danych brytyjskiej Human Fertilisation and Embriology Authority (HFEA) u kobiet do 35. roku życia szansa na urodzenie dziecka po in vitro wynosi 32,3 proc., od 35. do 37. roku życia – 27,2 proc., od 38. do 39. roku życia – 19,2 proc. Po czterdziestce szanse drastycznie maleją. Kobieta między 43. a 44. rokiem życia ma niecałe 13 proc. szansy na urodzenie zdrowego dziecka po in vitro.

Nic dziwnego, że każda ciąża po zapłodnieniu pozaustrojowym uznawana jest za zagrożoną i od samego początku podtrzymywana dodatkowymi dawkami progesteronu – hormonu odpowiedzialnego m.in. za zagnieżdżenie zarodka.

W Polsce, gdzie rynek in vitro dopiero się rozwija, brak stron internetowych poświęconych wyłącznie ciąży po in vitro. Lukę tę usiłują wypełnić kliniki leczenia niepłodności, publikując na swoich stronach niezbędne informacje. Polki mogą korzystać ze stron amerykańskich i kanadyjskich. Portal ivf.ca nie tylko dostarcza informacji o in vitro, ale także zawiera kalkulatory porodu w zależności od daty pobrania komórek jajowych i wszczepienia zarodka trzy– i pięciodniowego.

Obszary medyczne
Masz to jak w banku
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Obszary medyczne
Współpraca, determinacja, ludzie i ciężka praca
Zdrowie
"Czarodziejska różdżka" Leszczyny. Bez wotum nieufności wobec minister zdrowia
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Zdrowie
Co dalej z regulacją saszetek nikotynowych?