Rz: Jest pan jednym z najlepszych chirurgów trzustki w Europie. Czemu zawdzięcza pan tak dobre wyniki – tylko 3-procentową śmiertelność chorych poddanych operacji?
Prof. Massimo Falconi: Przede wszystkim wąskiej specjalizacji. Operacja trzustki nie bez powodu nazywana jest cadillakiem chirurgii jamy brzusznej. Jeśli nowotwór umiejscowił się na tzw. ogonie tego organu, zabieg jest stosunkowo prosty. Trudność sprawia tzw. operacja Whipple'a polegająca na usunięciu guza głowy trzustki z marginesem zdrowych tkanek – dwunastnicą, odcinkiem przewodu żółciowego wspólnego, czasem też z odźwiernikiem – i odtworzeniu ciągłości przewodu pokarmowego. Ponieważ trzustka to organ nieosłonięty, za to produkujący enzymy, zdolne strawić wszystko, to połączenie jest równie ryzykowne jak umieszczenie zapalonej zapałki przy stogu siana – w każdej chwili może dojść do zapalenia, a w tym przypadku otwarcia zespolenia.
Jak osiągnąć doskonałość w tym trudnym zabiegu?
Liczą się przede wszystkim powtarzalność i ogromne doświadczenie. Chirurgiem trzustki nie zostaje się od razu – podobnie jak w Polsce zaczyna się od chirurgii ogólnej, która daje podstawy potrzebne każdemu operatorowi, żeby dojść do wąskiej specjalizacji. Mój sekret polega na całkowitej koncentracji tylko na tym zabiegu. Od 15 lat operuję tylko trzustkę i dzielę się wiedzą ze specjalistami, którzy również poświęcą się tylko temu organowi. Dzięki temu Ancona, obok Mediolanu, Pizy i Werony, jest dziś jednym z najlepszych centrów leczenia nowotworów trzustki. Zjeżdżają do nas pacjenci z całych Włoch.
W wywiadach powtarza pan, że trzustkę lepiej operować u najlepszych.