Chorym na razie nie grozi armagedon

Dzięki lekom generycznym produkowanym w Polsce pacjenci i Narodowy Fundusz Zdrowia oszczędzają rocznie 700 mln złotych.

Publikacja: 19.10.2015 23:52

Chorym na razie nie grozi armagedon

Foto: Fotorzepa/Jerzy Dudek

Co zapewnia krajowi bezpieczeństwo farmaceutyczne? Czy w obecnej sytuacji gospodarczej i geopolitycznej polscy pacjenci powinni obawiać się braku najważniejszych leków? Jaką rolę mają do odegrania rodzimi wytwórcy? O tym dyskutowano podczas debaty zorganizowanej w ubiegłą środę w „Rzeczpospolitej". Dyskusja była poświęcona znaczeniu krajowego przemysłu farmaceutycznego dla bezpieczeństwa lekowego Polski.

Narodowy Fundusz Zdrowia wydaje na leki refundowane średnio ok. 11 mld zł rocznie, z czego na finansowanie medykamentów w aptekach idzie ok. 7,7 mld.

Nieco ponad 25 proc. tej ostatniej kwoty Fundusz przeznacza na generyki, czyli tańsze zamienniki leków oryginalnych, produkowane przez krajowe firmy farmaceutyczne.

Miliardy na refundację

– Tak duży udział krajowych firm w refundacji świadczy o tym, że są one gwarantem bezpieczeństwa lekowego Polaków. Państwu i NFZ istnienie systemu generycznego, czyli krajowego przemysłu farmaceutycznego, bardzo się opłaca. Bo za 27 proc. budżetu krajowe firmy dostarczają leki zabezpieczające 50 proc. potrzeb terapeutycznych polskich pacjentów – powiedział Krzysztof Kopeć, dyrektor ds. prawnych i refundacji leków Polskiego Związku Pracodawców Przemysłu Farmaceutycznego.

Punktem wyjścia do dyskusji był raport na temat bezpieczeństwa farmaceutycznego Polski. Wynika z niego, że dla chorych, ale także dla NFZ, istotne znaczenie ma fakt, że krajowy przemysł farmaceutyczny dostarcza do szpitali i aptek leki, których innym firmom nie opłaca się produkować na rynek polski. Są nimi np. sterydy, atropina, morfina i wiele innych potrzebnych chorym specyfików.

– Zapewniamy stuprocentowe pokrycie krajowego popytu w tym zakresie. Jako producent polski i społecznie odpowiedzialny zdajemy sobie sprawę z istotności tych produktów jako leków ratujących życie i znajdujących się na liście leków strategicznych. Jesteśmy jednak w stanie utrzymać je w produkcji jedynie dzięki środkom uzyskanym ze sprzedaży innych leków znajdujących się w naszym portfolio – powiedziała Katarzyna Dubno, dyrektor działu relacji zewnętrznych i ekonomiki zdrowia w grupie Adamed. Zaznaczyła, że jej firma wielokrotnie jako pierwsza wprowadzała na polski rynek odpowiedniki leków oryginalnych, a produkty takie jak amlodypina czy olanzapina zawsze generowały wielomilionowe oszczędności dla budżetu NFZ. Pacjentom zaś zapewniały dostęp do nowoczesnych terapii w przystępnej cenie.

Leków ratujących życie dostarcza też inny krajowy producent – Polpharma. Większość z nich to produkty podawane chorym w szpitalach. Chodzi tu m.in. o adrenalinę, atropinę, efedrynę, magnesium sulfuricum czy morfinę.

– Bierzemy na siebie również obowiązek dostarczania wielu produktów, które są jedynymi odpowiednikami na polskim rynku. Mówimy o 50 takich lekach. Jak ważne jest zaopatrzenie szpitali w te farmaceutyki, wiemy choćby stąd, że czasami, gdy z przyczyn zewnętrznych mamy ich ograniczoną dostępność, dostajemy telefony od szpitali, a nawet Ministerstwa Zdrowia, z pytaniem, kiedy będą leki. Rozumiejąc wagę zaopatrzenia w te ważne leki, nie wahamy się w takich sytuacjach i ściągamy ludzi do pracy nawet w niedziele i święta – przyznawał Sebastian Szymanek, członek zarządu Polpharmy.

Leki, które zawsze są w aptece

Istnienie w Polsce krajowych firm farmaceutycznych stwarza pacjentom bufor bezpieczeństwa przed nadmiernym wywozem leków za granicę, jakiego dokonują teraz hurtownie farmaceutyczne, eksportując leki oryginalne. Pacjenci zaś później chodzą od apteki do apteki, poszukując medykamentu np. na rozrzedzenie krwi.

– Natomiast nasze leki zawsze są w aptekach. Polski rynek jest dla nas priorytetem. Pomimo że nasze farmaceutyki staramy się sprzedawać na innych rynkach Europy i Azji, to w sytuacji ograniczonej dostępności zawsze w pierwszej kolejności zaopatrujemy polskich pacjentów – mówił Sebastian Szymanek.

– A teraz odwróćmy sytuację i zobaczmy, co by się stało, gdyby leków produkowanych przez krajowy przemysł zabrakło na listach refundacyjnych. I pamiętajmy przy tym, że generyki cieszą się zaufaniem pacjentów. Jeśli zaczniemy ludziom nagle zamieniać te farmaceutyki, to ich farmakoterapia też będzie zakłócona – zauważył Krzysztof Kopeć.

Przed brakiem generyków na listach refundacyjnych ostrzegają autorzy raportu poświęconego bezpieczeństwu farmaceutycznemu. Dowodzi on, że gdyby na listach refundacyjnych zabrakło najtańszych oraz niemających refundowanych odpowiedników leków produkowanych w Polsce, drastycznie podskoczyłyby dopłaty pacjentów do leków.

Limit finansowania farmaceutyków na liście refundacyjnej wzrósłby bowiem o 12 proc.

– Chodzi o jakieś 700 mln zł, które musieliby dopłacać pacjenci i NFZ – mówił Krzysztof Kopeć. Zaznaczył także, że, owszem, na listach refundacyjnych są też generyki produkowane przez inne firmy.

– Ale jeśli mamy produkty oryginalne, których ochrona patentowa wygasa, to przemysł krajowy jest w stanie szybko zapewnić dostępność tych produktów, bo zaczyna je sam wytwarzać. Zakładając, że odpowiedniki są o 25 proc. tańsze dla budżetu NFZ, to Fundusz oszczędza – mówił Krzysztof Kopeć.

Według analiz w 2019 r., kiedy wygaśnie ochrona patentowa wielu leków oryginalnych na listach, dzięki temu, że krajowe firmy wprowadzą na rynek ich odpowiedniki, NFZ zaoszczędzi ponad 100 mln.

Tezy raportu i widmo braku leków dla chorych zanegował obecny na debacie „Rz" wiceminister zdrowia Sławomir Neumann.

– Ten raport wieści nam jakiś armagedon. Sugeruje, że rząd chciałby podnieść rękę na polski przemysł farmaceutyczny i go zniszczyć. Nie rozumiem, dlaczego leki produkowane przez krajowy przemysł nagle miałyby zniknąć z list refundacyjnych – ripostował minister Neumann.

Podkreślił, że nikt w tym rządzie ani w kolejnych nie będzie działał na szkodę krajowych firm farmaceutycznych.

– Ludzie w Polsce są odpowiedzialni – zapewniał wiceminister.

Obawy krajowych producentów farmaceutycznych wynikają z obecnej sytuacji. Pod koniec 2015 roku kończy się bowiem okres obowiązywania decyzji administracyjnych, jakie minister zdrowia wydaje firmom farmaceutycznym. Na bazie tych decyzji minister wpisuje leki na listę refundacyjną.

W resorcie trwają więc obecnie negocjacje pomiędzy urzędnikami a przedstawicielami firm. Ważą się losy leków i tego, czy na kolejne lata trafią na obwieszczenie refundacyjne.

– Jesteśmy w trakcie negocjacji. Do tej pory dostaliśmy połowę decyzji refundacyjnych. Wydawałoby się, że nie jest tak źle i firma powinna przetrwać. Ta połowa stanowi jednak zaledwie 30 proc. obrotu naszymi lekami refundowanymi – mówiła podczas debaty Barbara Misiewicz-Jagielak, dyrektor ds. strategii cenowej i refundacji w Polpharmie.

Podkreśliła, że odpowiedzialna społecznie firma, która jest partnerem polskiej medycyny, musi oferować szerokie portfolio leków, nie tylko takie, których produkcja i sprzedaż jest opłacalna.

– Dotychczasowe regulacje cen urzędowych spowodowały, że Polpharma na jednych lekach zarabia, niektóre produkuje bez zysku, a do produkcji niektórych nawet dopłaca – dodała Barbara Misiewicz-Jagielak.

Groźba usunięcia z listy

Polpharma nie dostała jeszcze do tej pory decyzji na najważniejsze leki.

– Ale słowa pana ministra bardzo nas uspokoiły – zaznaczyła Barbara Misiewicz-Jagielak.

Krajowi producenci obawiają się, że ich leki mogą zostać usunięte z listy refundacyjnej z powodu konkurencji azjatyckiej.

– W trakcie negocjacji członkowie Komisji Ekonomicznej w Ministerstwie Zdrowia podkreślają zawsze, że na rynku są dostępne tańsze odpowiedniki. Tłumaczymy, że czasem nie jesteśmy w stanie sprostać konkurencji cenowej z producentami np. z Indii czy Chin ze względu na różnicę w kosztach pracy czy nośników energii. Bardzo chcielibyśmy, aby Ministerstwo Zdrowia również ten aspekt brało pod uwagę – mówił Sebastian Szymanek.

Wtórował mu Wojciech Kuźmierkiewicz, wiceprezes Polskiego Związku Pracodawców Przemysłu Farmaceutycznego. – Nasza rola nie ogranicza się do dostarczania tanich leków polskim pacjentom. Przemysł generuje też istotne wpływy do budżetu państwa. Chodzi o 2,6 mld zł. Daje miejsca pracy wysoko wykwalifikowanym pracownikom – mówił Wojciech Kuźmierkiewicz.

Z raportu poświęconego bezpieczeństwu farmaceutycznemu wynika, że krajowe firmy generują prawie 1 proc. PKB naszego kraju. Ma to niebagatelny wpływ na budżet państwa. Sam przemysł zatrudnia 23 tys. osób.

Ta liczba jest jednak znacznie większa, bo z tym przemysłem koegzystuje wiele elementów, np. apteki. W sumie to zatrudnienie może dochodzić do około 100 tys. ludzi.

– Zdajemy sobie sprawę z tego, że ten przemysł daje miejsca pracy i jednocześnie możliwość budowania dobrych polskich marek eksportowych. Branża jest jednak i tak w znakomitej kondycji. Ale z racji tego, że mamy rynek globalny, nie powstrzymamy napływu leków z Azji do Polski. Ta konkurencja wymusza na krajowych producentach schodzenie z cen. Władza będzie zawsze patrzyła z perspektywy pacjenta i dążyła do tego, aby leki były jak najtańsze, a przy tym bezpieczne i skuteczne – mówił wiceminister Neumann. Podkreślił, że ceny leków spadły także przez to, że weszła w życie ustawa refundacyjna.

Z wizją wiceministra nie zgodził się zupełnie Grzegorz Kucharewicz, prezes Naczelnej Rady Aptekarskiej i reprezentant Prawa i Sprawiedliwości. – Pan minister przedstawia nam idylliczny obraz rzeczywistości. Tymczasem jego wizja kompletnie rozmija się z realiami. Ustawa refundacyjna spowodowała, że aptekarze mają narzucony bardzo specyficzny, niespotykany poza naszym krajem system naliczania marż na leki refundowane. Mechanizmy wprowadzone przez ustawę sprawiły, że wszyscy gracze na rynku, także producenci krajowi, są zakładnikami ministra zdrowia. Ministerstwo obniżyło ceny do najniższych w UE – mówił prezes Grzegorz Kucharewicz.

Niskie ceny leków refundowanych w Polsce stanowią zdaniem Kucharewicza jedną z przyczyn ich braku w aptekach, ponieważ producenci nie są zainteresowani zwiększeniem dostaw produktów leczniczych na nasz rynek. Jednocześnie poziom współpłacenia polskiego pacjenta za leki refundowane jest nadal bardzo wysoki.

– Pan prezes Kucharewicz wprowadza ludzi w błąd. On nie mówi o lekach generycznych, produkowanych przez krajowy przemysł, ale o oryginalnych, jakie wytwarzają wielkie międzynarodowe koncerny. To te ostatnie wyjeżdżają, bo są tanie – odpowiadał na zarzuty Sławomir Neumann.

– Gdzieś jest jednak granica w negocjacjach cen leków, której nie można przekraczać. To permanentne zaciskanie pasa spowoduje, że na kręgosłupach aptekarzy i producentów ten pas tak się zaciśnie, że je przetnie. Polskie fabryki zaczną się zamykać. Może dojść do wrogich przejęć – przewiduje prezes Kucharewicz.

– Akurat ostatnią rzeczą, o którą powinny się martwić firmy farmaceutyczne, jest nie widmo ich zamykania, ale to, jak dobrze wydać pieniądze na badania i rozwój. Nowa perspektywa unijna i rozdanie pieniędzy dają tu duże pole do popisu firmom farmaceutycznym – powiedział, kończąc wymianę zdań, Sławomir Neumann.

Skąd wziąć pieniądze na badania

W związku z możliwością zdobycia z Unii pieniędzy na badania nad nowymi lekami wspólne projekty z firmami farmaceutycznymi realizuje już Narodowe Centrum Badań i Rozwoju. Tam działa m.in. program „Innomed" dedykowany współpracy między biznesem farmaceutycznym a nauką. Program jest rozpisany na pięć lat.

W założeniu ma on poprawić dostęp Polaków do leków onkologicznych. Jego budżet w 65 proc. składa się z pieniędzy publicznych, a w 35 proc. z prywatnych.

– Dajemy pole do współpracy między nauką a przemysłem. Założenie jest takie, aby finalizacją tej współpracy były komercjalizacja badań i możliwość wdrożenia na rynek leków – powiedziała podczas debaty Izabela Rzepczyńska, zastępca dyrektora działu zarządzania projektami w NCBiR.

W samych więc firmach farmaceutycznych trwają intensywne prace nad projektami współfinansowanymi z UE oraz inwestycje na szeroką skalę.

– Pracujemy nad innowacyjnymi lekami z zakresu neuropsychiatrii i onkologii. W maju 2015 roku podpisaliśmy umowę z Centrum Onkologii w Warszawie, w ramach której planujemy przeprowadzić pierwszą fazę badań klinicznych dla naszego innowacyjnego leku o działaniu przeciwnowotworowym. Projekt ten jest współfinansowany przez NCBiR, ale tak jak wszystkie tego typu projekty wymaga zaangażowania wkładu własnego firmy – zaznaczyła Katarzyna Dubno.

Ponadto grupa Adamed w 2014 r. otworzyła w Pabianicach specjalną strefę do produkcji leków sterydowych i onkologicznych. W 2015 r. pod Warszawą powstało nowoczesne centrum badawcze, które realizuje projekty innowacyjne zarówno w zakresie leków generycznych z wartością dodaną, jak i zupełnie nowych cząsteczek. Adamed współpracuje też z 17 uczelniami, czego efektem są 94 patenty.

Gruszek w popiele nie zasypia też Polpharma.

– Wiemy, że przyszłość należy do produktów biotechnologicznych. My w tej chwili w takie inwestujemy i to są Himalaje inwestycyjne. Jeden rozwój takiego produktu to 80 do 100 mln euro – zaznaczył Sebastian Szymanek. Polpharma postawiła nowoczesne centrum biotechnologiczne w Gdańskim Parku Technologicznym. Obecnie inwestuje w sześć takich projektów.

– Robimy to ze środków własnych pochodzących z zysku zebranego przez lata, ponieważ Polpharma przez lata reinwestuje wypracowane zyski w rozwój innowacji – zauważył Szymanek.

Wielkie inwestycje

Inwestycje i prace nad nowymi technologiami lekowymi trwają także w firmie Sandoz.

– W maju br. otworzyliśmy pod Łodzią Centrum Pakowania Sandoz wyposażone w nowoczesne linie pakujące. Jest to jedna z największych inwestycji ostatnich lat w polskim sektorze farmaceutycznym, o wartości ponad 170 mln zł, dzięki której zatrudnienie znalazło 130 nowych pracowników – zauważyła Barbara Stelmaszczuk, kierownik ds. zapewniania jakości. A Borys Podgórny, kierownik działu refundacji i polityki cenowej, dodał, że firma jest światowym liderem w opracowywaniu i wprowadzaniu na rynek produktów bionastępczych dostępnych również w Polsce.

– Sandoz dostarcza ponad 10 proc. leków do chemioterapii i programów lekowych – podkreślił Borys Podgórny.

– Biorąc więc pod uwagę fakt, że polskie firmy farmaceutyczne nie tylko dostarczają pacjentom leki generyczne, ale także inwestują w innowacyjność, co wiąże się z niemałymi nakładami finansowymi, urzędnicy z Ministerstwa Zdrowia podejmujący decyzje związane z refundacją leków powinni uwzględnić aspekt „patriotyzmu gospodarczego" – uważa dr Grzegorz Kucharewicz.

Według ministerstwa lek refundowany ma być możliwie najtańszy. – Tymczasem dopuszczając na nasz rynek tanie leki spoza Polski, pomija się takie kwestie, jak miejsca pracy, wpływy do naszego budżetu z podatków – argumentował dr Kucharewicz. Jego zdaniem nasze firmy nie mogą się cały czas dostosowywać do cen leków z Dalekiego Wschodu.

– Nasze państwo musi mądrze wspierać polskich producentów leków – mówi dr Kucharewicz.

Sławomir Neumann jest jednak przeciwny protekcjonizmowi państwa.

– Jednej branży nie powinno się traktować na specjalnych warunkach, hołubić jej i przytulać jak św. Mikołaj. Chyba że ma ona kłopoty i potrzebuje wsparcia, np. przy restrukturyzacji – mówił Sławomir Neumann. – Wyznaję zasadę, że biznesowi nie powinno się przeszkadzać.

Podkreślił, że to, co może jeszcze pchnąć do przodu tę branżę, to planowanie produkcji na przyszłość i wspieranie tych firm na rynkach obcych.

– Warto się zastanowić nad zamawianiem przez rząd leków w firmach. Ustawa refundacyjna powinna dać taką możliwość. Daje pewność firmom co do prowadzenia badań i nakładów – powiedział Neumann.

Pacjent płaci dużo

Grzegorz Kucharewicz zaś ripostował, że sytuacja wcale nie wygląda tak różowo.

– Współczynnik współpłacenia polskich pacjentów za leki refundowane jest jednym z najwyższych w Europie. Szczególnie zwiększył się poziom wydatków poza segmentem leków refundowanych. Jeżeli uwzględnimy udział leków pełnopłatnych w terapii pacjentów, to ich udział w odpłatności wynosi ponad 70 proc. – zauważył Grzegorz Kucharewicz. Jego zdaniem rynek farmaceutyczny wymaga gruntownej reformy. Zmiany muszą mieć charakter systemowy.

Według zaś wiceministra i danych NFZ średnia dopłata pacjenta do leku refundowanego spada. W czerwcu 2014 r. wynosiła 24,55 proc.

Sebastian Szymanek ma na to nieco inny pogląd.

– Jako krajowi producenci mamy świadomość, że nie jesteśmy bogatym krajem, ale jako społeczeństwo chcemy się leczyć lekami wysokiej jakości oraz zapewnić dostępność do nowoczesnych molekuł – mówił. Podkreślił, że krajowe firmy nie chcą więcej pieniędzy.

– Ministerstwo dopłaca do naszych leków tyle samo co do leków firm zagranicznych. Prosimy tylko, aby nie usuwać polskich leków z list refundacyjnych. Chcemy mieć szanse na równą konkurencję z lekami zagranicznymi i żeby ostateczna decyzja należała do pacjentów, którzy powinni mieć prawo do wyboru polskiego leku w aptece – przekonywał Sebastian Szymanek.

A Katarzyna Dubno wskazała, że przemysł farmaceutyczny to jedna z najbardziej regulowanych branż.

– Dla bezpieczeństwa pacjenta – wtrącił wiceminister Neumann

– Ma to oczywiście uzasadnienie w wymogach bezpieczeństwa, ale nie jest tak, że przemysł farmaceutyczny funkcjonuje na zupełnie wolnym rynku. Regulacje, narzucane zarówno przez prawo unijne, jak i krajowe, zwiększają koszty wytwarzania naszych produktów. Z jednej strony mamy rosnące koszty wytwarzania, a z drugiej ogromną presję na obniżanie cen. Jesteśmy więc w klinczu – ripostowała Katarzyna Dubno.

Poparł ją Wojciech Kuźmierkiewicz. – Napotykamy wiele barier. Prawo zmienia się jak w kalejdoskopie, a niemal każda nowa regulacja oznacza wzrost kosztów działalności. Teraz w związku z kolejną dyrektywą unijną czeka nas ogromny koszt związany z zabezpieczeniami przed przedostaniem się na legalny rynek leków sfałszowanych. Musimy stworzyć system informatyczny, zakupić drukarki, które będą drukowały kody 2D indywidualne dla każdego opakowania. Rozumiemy to, ale te aspekty powinny też być brane pod uwagę przy negocjacjach cen leków – zauważył Wojciech Kuźmierkiewicz.

System naczyń połączonych

Politycy są zgodni tylko co do tego, że system refundacji wymaga zmian. Swoją wizję zmian ma Nowoczesna.

– Ministerstwo Zdrowia wywiera zbyt dużą presję cenową na firmy, skoro leki wyjeżdżają i są dla chorych niedostępne. Ale też z drugiej strony ciężaru wyższych cen medykamentów nie powinien ponosić chory. Ustawa refundacyjna zawiera wiele sposobów – instrumentów dzielenia ryzyka między firmami a ministerstwem, których urzędnicy nie wykorzystują. One mogłyby się przyczynić do stabilizacji cen — uważa Kamila Gasiuk-Pihowicz z Nowoczesnej. Jej zdaniem firmy farmaceutyczne powinny także korzystać z ulg w podatkach. – Potrzebna jest dwustuprocentowa ulga podatkowa na badania i rozwój. Czyli koszty wydane na ten cel firma mogłaby sobie dwukrotnie odpisać – zaznaczyła Kamila Gasiuk-Pihowicz, komentując po debacie sytuację na krajowym rynku farmaceutycznym.

Sławomir Neumann stwierdził podczas debaty, że sytuacja się teraz odwróci i nakłady na leki będą rosły.

– W przyszłym roku o 380 mln zł wzrasta budżet NFZ na refundację leków. Takich oszczędności, jakie wygenerowaliśmy przez ostatnie trzy lata, już się nie uda osiągnąć. Zresztą one nie zostały przejedzone, ale poszły na leczenie. Do szpitali i przychodni – mówił Neumann. Zauważył, że na listy wchodzą teraz nowe leki. Toteż portfolio leków refundowanych przez NFZ będzie stale rosło, a co za tym idzie wydatki NFZ.

Grzegorz Kucharewicz uważa zaś, że polski przemysł farmaceutyczny i polskie apteki to naczynia połączone. Nie ma polskiego przemysłu bez aptek i aptek bez polskiego przemysłu. Ta świadomość jest niezbędna i powinna skłaniać przedstawicieli przemysłu i środowiska aptekarskiego do podejmowania wspólnych działań, by państwo tworzyło odpowiednie warunki prawne i ekonomiczne do prowadzenia działalności gospodarczej – podsumował dr Grzegorz Kucharewicz.

Stabilność w cenie

Przedstawiciele branży na koniec debaty wskazali, jakie mają oczekiwania wobec rządu.

– Potrzeba dokumentu zwanego polityką lekową państwa. Jej celem powinno być zapewnienie pacjentom odpowiedniego poziomu dostępu do leków, drugim zaś –wypracowanie najlepszych sposobów farmakoterapii. Aby je osiągnąć, dokument powinien określić zadania różnych resortów i instytucji – zaznaczył Kuźmierkiewicz.

A Borys Podgórny dodał, że aby móc sprostać oczekiwaniom pacjentów, firma musi planować działania na wiele lat do przodu.

– Dość powiedzieć, że wprowadzenie na rynek nowego leku bionastępczego może trwać nawet dziesięć lat, a związane z tym koszty liczone są w setkach milionów złotych. Dlatego otoczenie, w którym działają krajowi wytwórcy, powinno cechować się większą stabilnością i przewidywalnością – zauważył Borys Podgórny. – Nikt tu nie oczekuje hołubienia.

W dyskusji wzięli udział

-Krzysztof Kopeć, dyrektor ds. prawnych i refundacji leków Polskiego Związku Pracodawców Przemysłu Farmaceutycznego;

-Wojciech Kuźmierkiewicz ,wiceprezes Polskiego Związku Pracodawców Przemysłu Farmaceutycznego;

-Sebastian Szymanek, członek zarządu Polpharmy;

-Barbara Misiewicz-Jagielak, dyrektor ds. strategii cenowej i refundacji w Polpharmie;

-Katarzyna Dubno, dyrektor działu relacji zewnętrznych i ekonomiki zdrowia w Grupie Adamed;

-Borys Podgórny, kierownik działu refundacji i polityki cenowej w firmie Sandoz;

-Barbara Stelmaszczuk, kierownik ds. zapewniania jakości w firmie Sandoz;

-Izabela Rzepczyńska, Narodowe Centrum Badań i Rozwoju;

-Grzegorz Kucharewicz, prezes Naczelnej Rady Aptekarskiej i reprezentant Prawa i Sprawiedliwości;

-Sławomir Neumann, wiceminister zdrowia i reprezentant Platformy Obywatelskiej;

Co zapewnia krajowi bezpieczeństwo farmaceutyczne? Czy w obecnej sytuacji gospodarczej i geopolitycznej polscy pacjenci powinni obawiać się braku najważniejszych leków? Jaką rolę mają do odegrania rodzimi wytwórcy? O tym dyskutowano podczas debaty zorganizowanej w ubiegłą środę w „Rzeczpospolitej". Dyskusja była poświęcona znaczeniu krajowego przemysłu farmaceutycznego dla bezpieczeństwa lekowego Polski.

Narodowy Fundusz Zdrowia wydaje na leki refundowane średnio ok. 11 mld zł rocznie, z czego na finansowanie medykamentów w aptekach idzie ok. 7,7 mld.

Pozostało 98% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Zdrowie
Prace nad Krajową Siecią Onkologiczną na ostatniej prostej
Zdrowie
Środki z KPO na onkologię. Rusza wyścig z czasem
Zdrowie
Leki nie działają u chorych, którzy ich nie przyjmują
Zdrowie
Prof. Pruszczyk: Dostawianie ławek to za mało. Odbudujmy wspólnotę akademicką
Zdrowie
Bolesław Samoliński: Potrzeba prawdy w ochronie zdrowia