Szymon Hołownia ciągle oficjalnie nie ogłosił, że będzie kandydował na prezydenta RP. Nieoficjalnie, publicysta i showman, przygotowuje się do wyborów od dłuższego czasu. Ma już gotowy sztab, sponsorów i pomysł na kampanię oraz korzystne dla siebie sondaże.
Zaryzykujmy i załóżmy, że Hołownia wystartuje, i nie jest to happening czy akcja promocyjna nowego programu. Załóżmy też, że sam Hołownia nie jest produktem marketingowym, a poważnym pretendentem do zostania pierwszym obywatelem RP, otoczonym sprawdzonymi ludźmi i z poważną ofertą wyborczą. Czy jest bez szans, a jego kandydaturę należy rozpatrywać jedynie w formie ciekawostki? Niekoniecznie.
W USA prezydentem został aktor Ronald Reagan i Donald Trump, celebryta i przez lata gospodarz programu telewizyjnego „The Apprentice". Na Ukrainie głową państwa został komik Wołodymyr Zełenski. Przykładów transferów z show-biznesu do polityki jest dużo.
Jeśli ma się pomysł, osobowość, pieniądze, a w polityce jest luka, to jest szansa na polityczny sukces. Hołownia ma rozpoznawalność, charyzmę, podobno też pieniądze i strategię wyborczą. Może wypełnić lukę polityczną i zagospodarować wyborców zmęczonych wojną polsko-polską. Może też liczyć na chwilowy efekt świeżości. Pytanie, co ma do zaproponowania Polakom i kto na niego zagłosuje?
Hołownia będzie problemem dla Władysława Kosiniaka-Kamysza i przedstawiciela PO, czyli kandydatów o podobnym profilu. Dla obecnego prezydenta start redaktora to dobra wiadomość. Gwiazda TVN raczej nie odbierze Dudzie katolickiego elektoratu, mimo że przeciwnicy PiS właśnie na to liczą. Hołownia może łowić wśród centrowych i liberalnych wyborców. Kandydat PO, najniebezpieczniejszy dla Dudy, będzie walczył o ten sam elektorat, co częściowo przedstawiciele PSL, Lewicy, a teraz i Hołownia. Rozdrobnienie głosów może doprowadzić do reelekcji Andrzeja Dudy już w pierwszej turze. I to jest dobra wiadomość dla obecnej głowy państwa.