Ostatni kryzys amerykańsko-irański w 40-letniej historii tego konfliktu został zauważony w Europie. Amerykańscy Marsjanie surowo rozprawili się z gen. Sulejmanim za m.in. działania przeciwko ambasadzie w Bagdadzie i wiele wcześniejszych antyamerykańskich przedsięwzięć. Sytuacja w Zatoce Perskiej stawała się bardzo napięta.
Jednak Europejczycy z Wenus nie zaskoczyli nikogo, zachowali się przewidywalnie. Najpierw zaczęli dywagować, czy amerykańska akcja miała legitymizację prawną. Następnie zaapelowali o deeskalację napięcia. Równolegle toczyły się lamenty i rozważania, czy to nie zaczyna się już trzecia wojna światowa. Zatem europejska kakofonia. J. Borel, komisarz od spraw zagranicznych, szybko zaproponował rozmowy z irańskim ministrem spraw zagranicznych. Wydawało się, że to prawidłowa reakcja. Jednak równolegle odezwała się europejska trojka, czyli oświadczenie Niemiec, Francji i Wielkiej Brytanii wyrażające zatroskanie i nawołujące do deeskalacji konfliktu. To oczywiste pustosłowie, ale zdezawuowało to inicjatywę Borela.