Tarcza antyrakietowa to najważniejszy i najtrudniejszy temat wizyty szefa polskiej dyplomacji. Obie strony podkreślają, że dzisiejsze spotkanie ministra z sekretarz stanu Condoleezzą Rice będzie miało duże znaczenie dla ewentualnego przełamania impasu, jaki panuje w negocjacjach od czasu zmiany rządu w Polsce. – Mamy nadzieję, że uda się ruszyć te rozmowy z martwego punktu, tak by podczas wizyty premiera Tuska w Waszyngtonie osiągnąć jakiś konkret – mówią „Rz” amerykańskie źródła zbliżone do negocjacji.

Jak się dowiadujemy, Amerykanie są „otwarci” na kwestię umowy o bezpieczeństwie i współpracy wojskowej między oboma krajami. Warszawa chce, by była ona wzorowana na odrębnych umowach, jakie USA mają z Włochami czy Turcją. Ale zwiększenie realnej pomocy w programie modernizacji polskich sił zbrojnych – na przykład przekazanie nam baterii obrony przeciwrakietowej PAC-3 – jest dla Waszyngtonu trudniejsze do przełknięcia. – Polska już dostaje największą pomoc spośród naszych sojuszników w Europie, a zrównanie jej pod względem skali pomocy z takimi krajami jak Egipt zwyczajnie nie wchodzi w rachubę. W obecnej sytuacji budżetowej byłoby to trudne do przyjęcia dla Pentagonu, a przede wszystkim trudne do przepchnięcia przez Kongres – twierdzą nasze źródła. Wczoraj rano Sikorski wystąpił w dobrze mu znanej sali konferencyjnej na 12. piętrze budynku American Enterprise Institute, wpływowego konserwatywnego instytutu, w którym pracował przed powrotem do polskiej polityki przed ponad dwoma laty.

– Od USA spodziewamy się solidarności, współpracy, która wzmocni nasze obopólne bezpieczeństwo. Jesteśmy członkiem NATO od 1999 roku, ale wciąż na naszym terytorium nie ma ani jednej „twardej” instalacji wojskowej sojuszu – mówił szef polskiej dyplomacji. Dodał, że z punktu widzenia Polski baza tarczy jest najważniejszym przedsięwzięciem obronnym od czasu wstąpienia do NATO i wiąże się ze zmianami w naszym otoczeniu geopolitycznym. Porównał sytuację do sporu między sąsiadami, gdzie jeden chce umieścić talerz satelitarny na balkonie drugiego, ale trzeci narzeka, że będzie to miało zły wpływ na jego zdrowie i rozi, że w odwecie wybije drugiemu szybę.

– Pytanie brzmi: w jaki sposób możemy razem odnieść się do problemu kłopotliwego sąsiada. Rosja mówi wprost, co zamierza nam zrobić, i moim zdaniem jest to wiarygodne – stwierdził Sikorski. Groźby ze strony Rosjan nazwał próbą szantażu.

– Albo USA zrobią coś, by ich przekonać, albo będą musiały znaleźć inny sposób rozwiązania tego problemu jako całości – dodał.