Porozumienie o umieszczeniu w Polsce amerykańskich wyrzutni rakiet przechwytujących ma być podpisane jutro w Warszawie. Umowa nabierze jednak mocy prawnej dopiero po ratyfikowaniu przez parlament i złożeniu podpisu przez prezydenta.
Jak się nieoficjalnie dowiedziała „Rz”, gabinet Donalda Tuska chce zaczekać z ratyfikacją dokumentu do czasu rozstrzygnięcia wyborów prezydenckich w USA. Rząd obawia się bowiem, że jeśli wyścig do Białego Domu wygra kandydat demokratów Barack Obama, który nie jest entuzjastą tarczy antyrakietowej, umowa z Polską może pójść do kosza.
Amerykańska sekretarz stanu, która ma podpisać umowę z Polską w imieniu amerykańskiej administracji, już dziś wieczorem wyląduje w Warszawie. Condoleezza Rice spotka się na kolacji z ministrem spraw zagranicznych Radosławem Sikorskim, a jutro zje śniadanie z prezydentem Lechem Kaczyńskim. Około godz. 10 uda się do Kancelarii Premiera , gdzie razem z polskim ministrem spraw zagranicznych podpisze porozumienie. Na zakończenie wizyty weźmie udział w lunchu wydanym przez premiera.
– Nie było żadnego sporu o miejsce podpisania umowy. Z uwagi na rangę wydarzenia prezydent zaproponował Belweder, ale doskonale wie, że gospodarzem wizyty jest szef MSZ i to on podejmuje decyzję, gdzie się odbędzie ceremonia – mówi „Rz” szef Biura Spraw Zagranicznych Kancelarii Prezydenta Mariusz Handzlik.
Podczas wizyty nie zostanie podpisana deklaracja polityczno-wojskowa, w której USA dają Polsce dodatkowe gwarancje bezpieczeństwa. – Ten dokument będzie jedynie ogłoszony – mówi „Rz” rzecznik MSZ Piotr Paszkowski. Deklaracja, na której Polsce bardzo zależało, stwierdza, że obie strony zobowiązują się do współpracy na wypadek „zagrożeń militarnych lub innego rodzaju”.