Według wstępnych wyników wyborów prezydenckich obaj kandydaci idą łeb w łeb. Niewielką przewagę ma na razie urzędujący prezydent Hamid Karzaj, który zdobył 40,6 proc. głosów. Jego główny konkurent Abdullah Abdullah niewiele mniej, bo 38,7 proc. Jak poinformowała komisja wyborcza, na razie przeliczono zaledwie 10 proc. kart do głosowania.
Ze względu na to, że od wyborów minął już prawie tydzień, łatwo policzyć, iż Afgańczycy nieprędko poznają ostateczny wynik wyborów. Według zapowiedzi ma to nastąpić w połowie września, ale eksperci ostrzegają, że może być to zbyt optymistyczna prognoza. Jeżeli okaże się, że żaden z kandydatów nie dostał 50 procent głosów – to będzie druga tura.
Ogłoszenie wstępnych wyników poprzedził gwałtowny spór między kandydatami. Abdullah ogłosił, że Karzaj wykorzystywał aparat państwowy do wyborczych oszustw, co miało wypaczyć ostateczny wynik. Obawy te pogłębiło poniedziałkowe wystąpienie bliskiego współpracownika prezydenta ministra Hazrata Omara Zachilwalego, który ogłosił, że według jego wiadomości Karzaj uzyskał 68 proc. głosów.
Współpracownicy Abdullaha ujawnili zaś, że przedstawiciele USA próbowali na niego wpłynąć, aby „zaakceptował zwycięstwo Karzaja”. W przeciwnym razie, jak dowodzili, w kraju może dojść do jeszcze bardziej gwałtownych walk. Amerykanie zaprzeczyli, że takie rozmowy się odbyły.
Nie jest jednak tajemnicą, że dla USA wybory w Afganistanie mają kluczowe znaczenie. Mają być bowiem „oznaką normalizacji” i dowodem, że obalenie reżimu talibów w 2001 roku miało sens, a prowadzona przez Biały Dom polityka jest właściwa. Ludzie, biorąc udział w demokratycznych wyborach, akceptują zaprowadzony przez Amerykanów porządek i afgańskie władze.