Życie w Madrycie i na walizkach

Kiedy trzeba jechać na tournee po Azji czy Ameryce, to jedziemy, bo wiemy, że tam stadiony będą wypełnione, a koszulki dobrze się sprzedadzą - mówi Jerzy Dudek, bramkarz Realu i reprezentacji Polski

Publikacja: 12.10.2009 20:37

Jerzy Dudek

Jerzy Dudek

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

[b]Słyszałem, że na pierwszym treningu Realu po przyjeździe z Milanu Kaka miał strzelać panu karnego. Ale poprzedził go ruchami ciała w stylu „Dudek dance”. To prawda?[/b]

Jerzy Dudek: Prawda. Treningi Realu, jak pewnie wszystkich innych drużyn świata, kończą się rzutami wolnymi i karnymi. Tak się złożyło, że teraz w Realu jest trzech uczestników finału Ligi Mistrzów z roku 2005. Oprócz mnie jeszcze Xabi Alonso i właśnie Kaka. Wtedy, w Stambule, był on jednym z tych, którzy jedenastkę wykorzystali. Teraz to była niby-zabawa, jesteśmy już po tej samej stronie, więc rzeczywiście starał się naśladować moje ruchy, co mi sprawiło przyjemność, bo to znaczy, że w Milanie tamten wieczór pamiętają.

[b]I znowu trafił?[/b]

Niestety, tak. Kaka wykonuje rzuty karne perfekcyjnie. Potrafi poczekać na ruch bramkarza dłużej niż inni strzelcy i w razie potrzeby zmienić ułożenie nogi. Jeśli bramkarz nawet go wyczuje, strzał jest tak precyzyjny i mocny, że nie sposób odbić piłki. O jej złapaniu nie ma mowy. Kiedy ostatnio, podczas meczu Ligi Mistrzów z Olympique Marsylia, podchodził do jedenastki, cała nasza ławka zamarła, bo w bramce stał bardzo dobry i szybki Steve Mandanda. Tylko ja uspokajałem kolegów, bo wiedziałem, że musi się udać. I tak się stało.

[b]Jest pan kolegą Kaki, Cristiano Ronaldo, Raula, najlepszych i najdroższych piłkarzy świata. Co was łączy, a co dzieli?[/b]

Nie dzieli nas nic, poza poziomem zarobków. Wszyscy podlegamy takim samym rygorom, zasadom i przepisom, jakie obowiązują w Realu. Czy ja się spóźnię na trening czy Cristiano Ronaldo, płacimy taką samą karę. Nie jest ona proporcjonalna do zarobków. Za minutę spóźnienia 20 euro. Kara za wejście na boisko podczas treningu wynosi już 80 euro. To się zdarza z powodu korków w Madrycie. Szatnia w Realu jest bardzo otwarta, równa dla wszystkich. Nie ma podziałów na gwiazdy i resztę. Nikt nie czuje się jak dodatek do najlepszych. Nie ma konfliktów. Przecież się zdarza, że na treningach nawet w najlepszych klubach dochodzi do ostrych starć i czasami zawodnicy skaczą sobie do oczu. Tutaj nie ma czegoś takiego. Z nikim się nie starłem, chociaż o to nietrudno, bo zawodnicy, zwłaszcza niemający miejsca w drużynie, muszą gdzieś wyładować swoje stresy i robią to najczęściej na treningach.

[b]A gdyby, to kto stanąłby w pańskiej obronie?[/b]

Nie ma takiej potrzeby, ale myślę, że Raul, Sergio Ramos, Christoph Metzelder, a od niedawna Xabi Alonso biegliby pierwsi. Z nimi mam najlepszy kontakt. Z Metzelderem mogę porozmawiać po angielsku, z Xabim Alonso oczywiście też, ponieważ spędziliśmy wspólnie piękne lata w Liverpoolu.

[b]Jak wygląda zwykły dzień piłkarza Realu?[/b]

To zależy, czy jesteśmy na zgrupowaniu czy mamy akurat mecz. W okresie przygotowawczym pobudka 7, o 7.15 śniadanie, o 8 pierwszy trening, o 11.30 drugi, o 18.30 trzeci. W taki zwykły, powszedni dzień w sezonie wstaję o 8, po śniadaniu zabieram syna do szkoły, albo zawozi go teść, o 9.15 wyjeżdżam do klubu, jestem tam mniej więcej w pół godziny. O 10 muszę być w szatni. Mam około 30 minut na ćwiczenia indywidualne, rozciąganie, jakieś drobne zabiegi, siłownię. O 10.30 wszyscy jesteśmy na boisku, włącznie z kontuzjowanymi. Trener przedstawia program zajęć i mówi, jaki jest ich cel. Kontuzjowani wracają na zabiegi, a my ćwiczymy. Po treningu zostaję na około 45 minut przy różnego rodzaju sprzętach i urządzeniach. Inni też tak robią. Nazywam to inwestycją w siebie. Obiad jemy albo w ośrodku, albo w domu. Częściej na miejscu, ponieważ chodzi o to, żeby jak najszybciej po wysiłku uzupełnić braki w organizmie. Nawet wracając z meczu, otrzymujemy w autokarze ciepły makaron z dwoma rodzajami sosów i sałatki. I to niecałą godzinę po zejściu z boiska.

[b]Czym go popijacie? Stara szkoła Bayernu mówiła, że idealne w takiej sytuacji jest piwo, ponieważ uzupełnia w organizmie sól, która wyparowała z potem.[/b]

Nie wiem, czy ta teoria jest jeszcze aktualna. Piwo jest dobre, ale ma za dużo elektrolitów. W butelce niegazowanej wody mineralnej jest ich mniej.

[b]Czy miejscem treningów jest stadion Santiago Bernabeu?[/b]

Nie, na stadionie rozgrywamy tylko mecze. Codzienna praca odbywa się w położonym na obrzeżach Madrytu Ciudad Deportiva de Valdebebas. Mamy tam dziesięć boisk i stadion imienia Alfredo di Stefano z trybunami o pojemności 6 tysięcy miejsc.

[b]Mówiąc wcześniej o Metzelderze, przypomniał mi pan, że ktoś taki jeszcze jest w Realu. Ale w w klubowej kadrze macie chyba ponad 30 zawodników, więc można z nich stworzyć trzy drużyny.[/b]

Mamy 25 zawodników zgłoszonych do rozgrywek La Liga. W każdym ligowym zespole tak jest. Zgodnie z przepisami nie może być więcej. Z wyjątkiem młodych piłkarzy, którzy w przypadku zawodników zgłoszonych, ale kontuzjowanych, mogą ich zastąpić. Trenujemy wszyscy razem.

[b]Jak to ogarnąć logistycznie? Ilu jest trenerów w Realu?[/b]

Tylu, ile potrzeba. Główny, czyli Manuel Pellegrini, jego asystent, dwóch od przygotowania fizycznego, dwóch trenerów od kształtowania siły, jeden od treningu zawodników kontuzjowanych, dwóch lekarzy, czterech fizykoterapeutów, trener bramkarzy, trzech ludzi od sprzętu. Na każdym meczu mamy trzech swoich klubowych ochroniarzy jeżdżących z nami w autobusie, niezależnie od ochrony policyjnej. Gdyby tak policzyć, to wyszłoby, że ten sztab liczy tyle osób, ilu jest piłkarzy.

[b]Czy Cristiano Ronaldo, Kaka lub Raul mają swoich prywatnych trenerów lub lekarzy?[/b]

Raczej nie. Nie ma takiej potrzeby. Przy tak dużej liczbie trenerów można prowadzić ćwiczenia indywidualne, w zależności od potrzeb zawodnika. Jeśli Cristiano Ronaldo powie, co akurat chce ćwiczyć, to odpowiedni trener się nim zajmie. Natomiast zdarzało się, a dotyczyło to zwłaszcza zawodników holenderskich, że po odniesionej kontuzji korzystali oni z konsultacji lekarskich w Holandii. Robili tak między innymi Arjen Robben i Ruud van Nistelrooy. Chodziło o drugą opinię medyczną i porównanie jej z pierwszą. Konsultowali się za zgodą klubu i nikt z naszego sztabu medycznego z tego powodu się nie obrażał, ponieważ traktowano to jako dodatkowe informacje przydatne w leczeniu. Poza tym każdy piłkarz Realu jest badany kompleksowo co trzy tygodnie.

[b]A Kaka czy Cristiano przyjeżdżają na treningi z prywatnymi ochroniarzami?[/b]

Nie, no skąd. Może się zdarzyć, że jeśli jakiś wierny kibic śledzi swojego ulubionego zawodnika, to ochrona się nim zajmuje. Zależy też, co akurat któryś z nas robi prywatnie. Mam świadomość, że robienie zakupów w centrum handlowym przez gwiazdę mogłoby być dość trudne. Ale przy okazji meczów, w hotelach, wystarczy nam dwóch, trzech ochroniarzy klubowych, którzy dobrze znają nas, a my ich.

[b]Jak Real podróżuje na mecze? [/b]

Autobusem klubowym do lokalnych przeciwników: Atletico Madryt, Getafe i Valladolid. Wszędzie indziej samolotami. Klub ma teraz podpisany kontrakt z Iberią. Wcześniej mieliśmy trzy klubowe samoloty, każdy pięknie pomalowany w barwy klubowe. Z tego, co mi wiadomo, bo działo się to przed moim przejściem do Realu, jeden z nich chrzcił Alfredo di Stefano. Mieliśmy w nich stałe miejsca, na zagłówkach znajdowały się wyhaftowane nasze nazwiska. Dwa z tych samolotów były przeznaczone na loty krótkodystansowe, a takim większym odrzutowcem podróżowaliśmy na mecze Ligi Mistrzów. Razem z nami latali wtedy dziennikarze i kibice z tzw. złotego klubu.

[b]Mówi pan o zagłówkach z nazwiskami. Widziałem kilka szatni, w których zawodnicy zajmują miejsca zgodnie z numerami na koszulkach, formacjami, a w przypadku Chelsea grupami językowymi. Najpierw angielski, później niby-angielski, portugalski itd. Jaki jest klucz w szatni Realu?[/b]

Według numerów, od 1 do 30. Ci najmłodsi, dochodzący, zajmują miejsca od 26. do 30. Ale świat w Realu gna naprzód i przy dużej liczbie transferów lub w związku z kontuzjami to się szybko zmienia. Ciągle jest ktoś nowy. Jeśli van Nistelrooy lub Mahamadou Diarra musieli leczyć kontuzje przez dziewięć miesięcy, to ich miejsca w szatni zajmowali ściągnięci zastępcy – Jan Huntelaar i Lassana Diarra, który przejął numer po Mahamadou. Kiedy Lassana wrócił, chciał ponownie dostać swój stary numer, ale ten już był zajęty, więc musiał zmienić na inny. To się często zdarza, bo zawodnicy są na ogół przywiązani do swoich numerów, poza tym są przecież sprzedawane koszulki z nazwiskami i numerem, z jakim piłkarze są kojarzeni. Ale zawsze jakoś udaje się rozwiązać ten problem.

[b]Z jakim numerem pan teraz gra?[/b]

Nosiłem 25, teraz mam 13. Zgodnie z zasadą powinienem siedzieć między 12 a 14, czyli między Gutim a Marcelo, ale siedzę na swoim starym miejscu. Zmieniłem numer, ponieważ według przepisów La Liga drugi bramkarz musi mieć numer 13, a ewentualnie trzeci – 25. My mamy tylko dwóch bramkarzy zgłoszonych do rozgrywek, dlatego mogłem pozostać na swoim miejscu. Gdyby Ikerowi Casillasowi lub mnie coś się stało, wtedy dojdzie trzeci bramkarz, 22-letni Adan, broniący w drużynie rezerw.

[b]Padło w naszej rozmowie sporo nazwisk. Które z nich jest w Realu najważniejsze?[/b]

Hierarchia jest następująca: prezydent Florentino Perez, po nim dyrektor sportowy Jorge Valdano, dalej trener Manuel Pellegrini. Z boku, jako absolutna ikona klubu, stoi zasypywany zaszczytami na każdym kroku Alfredo di Stefano, honorowy prezydent, nie jestem pewien, ale chyba jeden z dwóch. Drugim jest król Juan Carlos. Di Stefano, łączący się nierozerwalnie z największymi sukcesami Realu w latach 50., wtedy jeden z największych piłkarzy świata, jest tu kimś takim, kim u nas był Kazimierz Górski. Ma już ponad 80 lat, ale to on wręcza koszulki każdemu nowo przyjętemu do klubu piłkarzowi i uczestniczy w oficjalnych uroczystościach.

[b]A był pan w prywatnym domu prezydenta Pereza? Widział pan ściany zawieszone najlepszymi obrazami malarzy współczesnych, z jego ulubionym Andym Warholem?[/b]

Nie było mi dane. Nawet nie wiem, czy prezydent Perez zaprasza do siebie piłkarzy. Miałem okazję uścisnąć mu dłoń kilka razy. To jest jeden z największych hiszpańskich biznesmenów, przyjaciel wpływowych polityków z byłym premierem Jose Marią Aznarem, a w klubie niewątpliwie jeden z najlepszych następców Santiago Bernabeu. To on bije rekordy świata w wysokości transferów, kiedyś Luisa Figo i Zinedine Zidane, teraz Cristiano Ronaldo. I to on sprawia, że Real jest galaktyczny, wielki i niepowtarzalny, a legenda di Stefano czy Paco Gento wciąż jest żywa. Nie ma takiego drugiego klubu na świecie.

[b]Ale w związku z tym musicie być do dyspozycji klubu przez 24 godziny i grać tam, gdzie wam każą. Czy piłkarz jest własnością Realu?[/b]

W jakimś sensie tak. Ale jednocześnie mnie nie ogranicza. Dobrze zarabiam, nie gorzej niż w Liverpoolu. Premie nie są za wygrane mecze, ale za osiągnięcie wytyczonego celu – mistrzostwa Hiszpanii, Pucharu Króla, Ligi Mistrzów. Jeśli podpiszę jakąś umowę reklamową, to muszę mieć na to zgodę klubu, który zabierze mi 50 procent wynagrodzenia. Ta zasada dotyczy wszystkich zawodników, bez względu na ich pozycję. Powinienem jeździć samochodem marki, z którą klub ma podpisaną umowę sponsorską. Jest to Audi, więc po podpisaniu kontraktu spytano mnie, czy mogę wziąć limuzynę, która została po Davidzie Beckhamie. Mnie to odpowiadało, samochód był czysty, nie było sprawy. Lubię Audi. Drugim, terenowym, jeździ żona. Mam jeszcze porsche, które kupiłem po finale Ligi Mistrzów w Stambule. Ma kierownicę z lewej strony i polskie znaki rejestracyjne. Używałem go w Anglii i zabrałem ze sobą do Madrytu.

[b]Mieszka pan w Madrycie czy w okolicach?[/b]

Stosunkowo niedaleko lotniska Barajas, w miasteczku San Sebastian del Reyes. Zająłem parterowy duży dom, który zostawił Ivan Helguera. W pobliżu mieszka kilku innych kolegów z drużyny, ale nie Cristiano i nie Kaka. Oni podobno kupili wille razem z ziemią.

[b]Real jest nie tylko klubem sportowym, uznanym przez FIFA za najlepszy w XX wieku, ale i potężnym przedsiębiorstwem, które musi zarabiać pieniądze. Czy odczuł pan to w jakiś sposób na własnej skórze?[/b]

Odpowiem tak. Jesteśmy rodziną, idziemy czasami razem, tylko w męskim gronie, do jakiejś restauracji, której właściciel jest kibicem Realu. Spotykamy się więc towarzysko, w okolicach świąt odwiedzamy w szpitalach chorych kibiców, zwłaszcza dzieci, którym przynosimy klubowe prezenty. To wszystko jest normalne, niewymuszone. Ale gra jest naszą pracą. Kiedy trzeba jechać na tournee po Azji czy Ameryce, to jedziemy, bo wiemy, że tam stadiony będą wypełnione, a koszulki dobrze się sprzedadzą. Nikt nie pyta, czy taki wyjazd jest uzasadniony sportowo czy nie. My mamy grać.

[b]Czytałem w magazynie „Champions”, że za dwa pokazowe mecze w Japonii Real otrzymał 15 mln euro.[/b]

Być może, tego nie wiem. Ja pamiętam wyjazd do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, dokąd lecieliśmy kilka godzin. Nie mieliśmy dużo czasu na odpoczynek – zostaliśmy przyjęci przez króla, zrobiliśmy sobie zdjęcia z jego dziećmi, rozegraliśmy mecz na dużo ładniejszym stadionie od tego, na którym grała polska reprezentacja, i po kilku godzinach wróciliśmy do Madrytu. Bo to jest Real.

[ramka]Jerzy Dudek, urodzony 23 marca 1973 roku w Rybniku. 58-krotny reprezentant Polski (od meczu z Izraelem w Ramat Gan w roku 1998). Uczestnik mistrzostw świata w Korei. Zdobywca Pucharu Mistrzów (2005, z Liverpoolem), mistrz Holandii (1999, z Feyenoordem) i Hiszpanii (2008, z Realem). Zawodnik Concordii Knurów, Sokoła Tychy (1994 – 1996), Feyenoordu Rotterdam (1996 – 2002), Liverpooolu (2002 – 2007) i Realu Madryt (od 2007). Ma żonę, dwie córki i syna. [/ramka]

[b]Słyszałem, że na pierwszym treningu Realu po przyjeździe z Milanu Kaka miał strzelać panu karnego. Ale poprzedził go ruchami ciała w stylu „Dudek dance”. To prawda?[/b]

Jerzy Dudek: Prawda. Treningi Realu, jak pewnie wszystkich innych drużyn świata, kończą się rzutami wolnymi i karnymi. Tak się złożyło, że teraz w Realu jest trzech uczestników finału Ligi Mistrzów z roku 2005. Oprócz mnie jeszcze Xabi Alonso i właśnie Kaka. Wtedy, w Stambule, był on jednym z tych, którzy jedenastkę wykorzystali. Teraz to była niby-zabawa, jesteśmy już po tej samej stronie, więc rzeczywiście starał się naśladować moje ruchy, co mi sprawiło przyjemność, bo to znaczy, że w Milanie tamten wieczór pamiętają.

Pozostało 94% artykułu
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej
Materiał Promocyjny
20 lat Polski Wschodniej w Unii Europejskiej