Joachim Loew wrzucił do tygla zawodników według modelu multi-kulti i takiemu zespołowi kibicuje cały kraj. Potomkowie emigrantów z Polski, Turcji czy Brazylii dali reprezentacji Niemiec coś, czego brakowało jej przez lata – błysk geniuszu wyrastający ponad solidność. Niemcy mówią na swoich piłkarzy – pokolenie Bravo Sport, od nazwy ilustrowanego pisma z plakatami. Kręgosłup zespołu stanowią zawodnicy, którzy rok temu zostali mistrzami Europy do lat 21. – Młodzi są głodni sukcesów, starsi mogą im pokazać, jak je osiągnąć – mówi Lukas Podolski, który w wieku 25 lat zagrał już w 76 meczach reprezentacji.

Z układanki Loewa wypadł jednak najważniejszy fragment – Michael Ballack, czyli ktoś więcej niż kapitan. Większość piłkarzy reprezentacji nie pamięta drużyny bez Ballacka, który występował w niej bez przerwy od 1999 roku, z roku na rok odgrywając coraz ważniejszą rolę. Kontuzji doznał w ostatnim meczu sezonu, kiedy Chelsea grała z Portsmouth. Loew mógł mieć za mało czasu na znalezienie nowego lidera, ale Franz Beckenbauer i tak uważa, że Niemców stać na awans do finału.

Wygrana z Australią do wyjścia z grupy może być konieczna, pozostali rywale, Ghana i Serbia, wydają się mocniejsi. Łatwo nie będzie jednak także w niedzielę. Australijczycy awansowali na mundial drugi raz z rzędu, cztery lata temu wyszli z grupy i odpadli dopiero po tym, jak sędzia w meczu z Włochami podyktował wątpliwy rzut karny w doliczonym czasie gry.

Drużynę po holenderskim magu Guusie Hiddinku przejął jego rodak Pim Verbeek. Może niczego nie zepsuł, ale nie wprowadził też wielu nowości. Nadal rządzą ci sami – Harry Kewell jest jedynym napastnikiem, a sercem drużyny – Tim Cahill. Verbeek każe swoim podopiecznym głównie się bronić, więc za gwiazdę uchodzi bramkarz Fulhamu – Mark Schwarzer.

Mecz w Durbanie w niedzielę o 20.30.