[b]Rz: Podobała się panu kampania prezydencka? [/b]
Rafał Chwedoruk: Najbardziej spośród wszystkich od 1989 roku. Po raz pierwszy forma nie górowała nad treścią. Byliśmy świadkami merytorycznego sporu o szpitale, który zmuszał do refleksji nad komercjalizacją usług publicznych. Na dodatek kampania była znacznie mniej napastliwa niż kiedykolwiek. Nawet jeżeli ktoś atakował przeciwnika, to sprawiał wrażenie, że jest mu z tego powodu wstyd. Ucieszył mnie też fakt, że renesans przeżyły tradycyjne metody kampanii – spotkania z wyborcami, rozdawanie jabłek czy agitacja od drzwi do drzwi. To dobrze, bo taki bezpośredni kontakt z wyborcami uczy polityków pokory.
[b]Niektórzy narzekają, że kampania była nudna.[/b]
Zachodnia demokracja jest właśnie taka – nudna. My dostosowaliśmy się do tamtych standardów. Nasz system partyjny się ustabilizował. W latach 90. w czasie kampanii można było oponenta politycznego zmieść z powierzchni ziemi. Teraz to już jest niemożliwe. Poparcie dla czterech głównych kandydatów na prezydenta jest zbliżone do poparcia dla ich partii. Nasi politycy powinni przyjąć do wiadomości, że są na siebie skazani. Zresztą chyba już to wiedzą, bo w zależności od sytuacji każda z partii już współpracowała z każdą. Tak jest w dojrzałych demokracjach i u nas będzie to coraz częstsze.
[b]Co było największym zaskoczeniem kampanii?[/b]