Czołgi zawsze wyjeżdżały. Były też okopy, hełmy – wszystko na pierwszych stronach. Ostatni raz w 1996 roku.
– Achtung! Poddajcie się! – krzyczał wtedy do Niemców „Daily Mail” przed półfinałem mistrzostw Europy. Od lat wiadomo, że gdy Anglia spotyka Niemcy, to się jeńców nie bierze.
Nawet Juergen Klinsmann bywał przebierany za żołdaka, choć go Anglicy na co dzień uwielbiali. Za gole dla Tottenhamu, za wytarte dżinsy i volkswagena garbusa, za to, że był taki mało niemiecki. Przezywali go w gazetach Juergen Fikołek, bo się trochę za łatwo przewracał w polu karnym, ale była w tym czułość.
Znikała, gdy Klinsmann zbliżał się z reprezentacją Niemiec, a Anglicy niezawodnie przeczuwali cierpienia. Zmarnowane szanse, źle strzelone karne i taką bezsilność, że nawet błazen Paul Gascoigne zalewał się łzami, jak po półfinale mistrzostw świata 1990.
Powody do płaczu były też po rzutach karnych w półfinale ME 1996, po dogrywce w ćwierćfinale MŚ 1970, i po ćwierćfinale ME 1972.