Kilka lat temu to byłoby spotkanie braci w cierpieniu. Braci, którzy nie lubią, jak się ich wpycha do jednej rodziny, a ten mniejszy ma żal do większego, że na niego patrzy z góry, ale jednak łączy ich więź podobnych losów i miłość do pięknej gry.
Duch półwyspu podzielonego na królestwa klubów, z których każdy ma w gablotach europejskie puchary i własną gazetę, a od niej kibic od Barcelony po Lizbonę zaczyna dzień. Ziemi odkrywców, na której dobry futbol był zawsze towarzyszem dobrego jedzenia, dyskusji przy winie, i z łatwością obrastał w przesądy i mity, zwłaszcza gdy codzienność bywała trudna do zniesienia.
[srodtytul]Mundialowe klęski[/srodtytul]
Codzienność drużyny narodowej również, bo choć Portugalia jest jednolita, a w Hiszpanii lokalne nacjonalizmy zakazują reprezentacji wstępu na niektóre stadiony, to obie znają to uczucie: gdy kadra jest w cieniu klubów, młodzi piłkarze zdobywają tytuły, a dojrzali przynoszą rozczarowania.
Kiedy na każdy turniej wysyła się drużynę z nadziejami na zwycięstwo, a ona potem gra pięknie i przegrywa jak zawsze. Hiszpanię dwa lata temu odmieniło mistrzostwo Europy, nigdy nie była reprezentacją tak pewną swego jak teraz. Ale w mistrzostwach świata jeszcze nie znalazła pocieszenia.