Nad przepisami Sejm pracował od środy. W piątek posłowie przyjęli rządowy projekt, który zakazuje handlu „substancjami zastępczymi”, jeśli mają taki sam skutek jak środki psychotropowe (z zakazu wyłączono np. leki czy substancje biobójcze. Zapisy ich dotyczące regulują inne ustawy). Kto złamie zakaz, może zapłacić nawet 1 mln zł kary.
– Rozwiązania zaproponowane przez rząd wyznaczyły czas niezbędny, by przeprowadzić badania pozwalające sprawdzić, czy dany produkt zawiera substancje nielegalne – przekonywał Adam Fronczak, wiceminister zdrowia.
Opozycja narzeka jednak, że zmiana ustawy antynarkotykowej ograniczyła się tylko do zaostrzenia rozwiązań dotyczących dopalaczy. Pominęła zaś ich propozycje. I PiS, i SLD przygotowały bowiem własne projekty ustaw w tej sprawie. PiS proponował m. in., by środki o działaniu psychotropowym zawsze były traktowane jak leki i wprowadzenie ich do obrotu wymagało rejestracji w Urzędzie Leków. SLD natomiast proponował bardziej kompleksowe przepisy, zakazujące m.in. reklamy dopalaczy. Ten projekt leżał w Sejmie od półtora roku.
– W ramach koncyliacji zapowiadanej przez premiera propozycje opozycji trafiły do kosza – mówi Bolesław Piecha z PiS. – Przepisy są potrzebne, więc za nimi głosowałem. Mam nadzieję, że ich jakość nie spowoduje, że rozwiązania staną się bardzo kosztowne lub wręcz niekonstytucyjne – dodaje.
– Wstrzymałem się od głosu, by zaprotestować przeciwko takiemu trybowi przyjmowania prawa. W Sejmie nie było nawet ekspertów od polityki antynarkotykowej – mówi Marek Balicki z SLD. – Dopalacze stwarzają poważne zagrożenie dla zdrowia, może nawet poważniejsze niż niektóre miękkie narkotyki. Ale też nic się takiego w ostatnich dniach nie stało, by trzeba było w ciągu dwóch dni przyjmować nowe uregulowania.