Szczęśliwy finał tragedii chilijskich górników

Wydobycie 33 uwięzionych w kopalni trwało tylko 22 godziny i 42 minuty. Ostatni wyszedł sztygar Luis Urzúa

Publikacja: 14.10.2010 20:59

Franklin Lobos chwilę po wyjściu z kapsuły ratunkowej spełniłł swoje marzenie, zagrał w piłkę z córk

Franklin Lobos chwilę po wyjściu z kapsuły ratunkowej spełniłł swoje marzenie, zagrał w piłkę z córką Caroliną

Foto: PAP/EPA

Miliard widzów na żywo śledził operację wydobywania chilijskich górników. Akcja ratownicza mogła kosztować Chile nawet 22 mln dolarów. Dzisiaj o 2.35 polskiego czasu na powierzchnię wyszedł ostatni górnik.

– Niech to się więcej nie powtórzy – powiedział Luis Urzúa prezydentowi Sebastianowi Pinerze, który – ubrany w czerwoną kurtkę i biały kask – witał od prawie doby górników wychodzących z coraz bardziej pobrudzonej i porysowanej kapsuły Fenix 2. Sztygar mówił o warunkach pracy w kopalniach takich jak San José, gdzie – zanim 5 sierpnia on i jego koledzy zostali uwięzieni ponad 600 metrów pod ziemią – doszło do bardzo wielu wypadków. Właściciel nie wyciągnął z nich wniosków. To ma się zmienić.

– To nie ujdzie nikomu na sucho. Winni zostaną pociągnięci do odpowiedzialności – zapewnił prezydent. W najbliższych dniach ma ogłosić decyzje, które zwiększą bezpieczeństwo pracy, nie tylko w górnictwie, ale też w budownictwie i transporcie. – Jesteśmy to winni wszystkim Chilijczykom – dodał prezydent.

61-letni Pinera, który zanim został prezydentem odnosił sukcesy w biznesie, był w swoim żywiole. Miał okazję zaprezentować się jako energiczny, skuteczny, tryskający zaraźliwym optymizmem przywódca. – Powiedzieliśmy, że się nie poddamy, i się nie poddaliśmy – mówił. Złośliwi komentowali, że nie oglądalibyśmy tak perfekcyjnie wyreżyserowanego, wzruszającego widowiska, gdyby Pinera nie był wcześniej właścicielem stacji telewizyjnej.

Pierwszy prawicowy prezydent Chile od czasów generała Augusta Pinocheta (1973 – 1990) zaczynał urzędowanie w marcu tego roku w fatalnych okolicznościach. Kraj opłakiwał ofiary potężnego trzęsienia ziemi (8,8 stopnia w skali Richtera) i tsunami. Co prawda ofiary liczono w setkach, a nie w tysiącach, ale ucierpiały 2 miliony osób, a w kraju zapanował taki chaos, że porządek musieli przywracać żołnierze. Chilijczycy patrzyli z zażenowaniem, jak ich rodacy plądrują supermarkety. Akcja ratunkowa w San José, której kibicował cały świat, wyparła tamte obrazy. Chilijczycy poczuli się lepszymi ludźmi.

Prezydent potrafił znaleźć odpowiednie słowa, by napełnić ich dumą i rozbudzić w nich patriotyzm. „Szukaliśmy ich jak synów. Znaleźliśmy ich z Bożą pomocą. Ratujemy ich jak Chilijczycy” – pisał o górnikach na Twitterze. – Chile nie jest już tym samym krajem, co 69 dni temu. Jest bardziej szanowane, bardziej doceniane na całym świecie. Czuję dziś, że Chile jest przygotowane do wielkich rzeczy – mówił. Co z tego wyniknie? Po San José poprzeczka została umieszczona bardzo wysoko. Społeczeństwo będzie oczekiwało od prezydenta we wszystkim takiej samej determinacji i skuteczności jak podczas ratowania górników.

Ci ostatni trafili do szpitala w pobliskim Copiapó. Teoretycznie na 48 godzin. Ale tak jak nie musieli czekać na uwolnienie do Bożego Narodzenia, a akcja ratunkowa trwała nie dwie, lecz niespełna jedną dobę, tak i tu prognozy okazały się zbyt ostrożne. Większość już może wracać do domu. Dwóch musiało się poddać zabiegom dentystycznym pod narkozą z powodu infekcji, jeden ma zapalenie płuc, ale reszta jest w dobrym stanie.

Akcja w kopalni miała też wymiar dyplomatyczny. Boliwia i Chile, toczące od lat spór o dostęp tej pierwszej do morza, pojednały się, dlatego że wśród 33 górników był Boliwijczyk.

Prezydent Evo Morales pojechał go powitać. Podobno bardzo zaprzyjaźnił się z Pinerą. W kłopocie był sam ocalony górnik Carlos Mamani, któremu Morales zaproponował, by wrócił do kraju, i obiecał mu „godną pracę”. Mamani odparł dyplomatycznie, że musi to skonsultować z rodziną.

Miliard widzów na żywo śledził operację wydobywania chilijskich górników. Akcja ratownicza mogła kosztować Chile nawet 22 mln dolarów. Dzisiaj o 2.35 polskiego czasu na powierzchnię wyszedł ostatni górnik.

– Niech to się więcej nie powtórzy – powiedział Luis Urzúa prezydentowi Sebastianowi Pinerze, który – ubrany w czerwoną kurtkę i biały kask – witał od prawie doby górników wychodzących z coraz bardziej pobrudzonej i porysowanej kapsuły Fenix 2. Sztygar mówił o warunkach pracy w kopalniach takich jak San José, gdzie – zanim 5 sierpnia on i jego koledzy zostali uwięzieni ponad 600 metrów pod ziemią – doszło do bardzo wielu wypadków. Właściciel nie wyciągnął z nich wniosków. To ma się zmienić.

Pozostało 80% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!