Wdowa po Januszu Kurtyce udzieliła wywiadu Wirtualnej Polsce. Mówi w nim m.in. o zbliżających się obchodach pierwszej rocznicy katastrofy w Smoleńsku.
"Nie jestem powołana do orzekania tego, co powinna robić pierwsza dama albo jej mąż prezydent RP Bronisław Komorowski. To ich wewnętrzny głos powinien im powiedzieć, co zrobić" - mówi, zapytana, czy na uroczystości rocznicowe do Smoleńska powinna polecieć Anna Komorowska. Dodaje, że sama się tam nie wybiera. "Nie wyobrażam sobie, żebym mogła być tego dnia gdzie indziej niż przy grobie mojego męża" - wyjaśnia.
Kurtyka przekonuje, że uda się wyjaśnić przyczyny katastrofy. "Jest to jednak kwestia dziesięciu lat, albo dłużej. Prawdopodobnie bardzo długo pozostaniemy jeszcze na etapie poszlak, spekulacji. Nie sądzę też, żeby udało nam się dostać od Rosjan podstawowe dowody w tej sprawie" - mówi.
Zdaniem wdowy po prezesie IPN, gdyby nie działania Prawa i Sprawiedliwości, śledztwo smoleńskie już dawno przeszłoby w ręce Rosjan. "Najbardziej niepokoi mnie jednak bierna postawa rządu. Bo fakt, że Rosja zignorowała nasze uwagi odnośnie raportu MAK i przerzuciła winę na Polskę, to jedno. Jednak rząd zachowuje się tak, jakby się z tym pogodził" - mówi.
Według niej, rząd pogubił się w pierwszych dniach po katastrofie, a także niewłaściwie zareagował na publikację raportu MAK na temat przyczyn tragedii. "Osobiście uważam, że cała ta sytuacja – a w szczególności po publikacji raportu MAK – przerosła Donalda Tuska. W tym sensie, że nie docenił on polskiego społeczeństwa. Był zaskoczony reakcją Polaków na kłamliwe zarzuty Rosjan i faktem, że potrafią się im przeciwstawić. Gdyby to przewidział, pewnie byłby w kraju, zamiast udawać się na wypoczynek. Myślę, że politycy nie przewidzieli reakcji Polaków. Dlatego ze strony rządu zabrakło merytorycznego przygotowania do odparcia raportu MAK" - mówi Kurtyka.