– Premier bardzo pilnował, żeby nie było odczucia, iż któraś z rywalizujących ze sobą grup otrzymała więcej – mówi ważny polityk PO. A inny dodaje: – W walce między politykami z tzw. spółdzielni Grabarczyka a grupą Schetyny jest remis.
Do najostrzejszego starcia między ludźmi ministra infrastruktury Cezarego Grabarczyka a stronnikami marszałka Sejmu Grzegorza Schetyny doszło w Krakowie. Kilka tygodni trwały próby wypchnięcia posła Jarosława Gowina do Senatu, choć cztery lata temu startował do Sejmu z pierwszego miejsca krakowskiej listy i uzyskał ponad 160 tys. głosów. Teraz jedynkę dostał Ireneusz Raś, lider małopolskiej PO, którego przypisuje się do spółdzielni. Gowin zaś to od pewnego czasu bliski współpracownik Schetyny. Sytuacja krakowskiego posła, który czasem pozwala sobie mieć inne zdanie niż premier, wydawała się beznadziejna, kiedy nawet rzecznik rządu Paweł Graś oznajmił, iż Gowin byłby lepszy jako kandydat do Senatu.
Ostatecznie po kilkutygodniowej łajance Tusk obiecał Gowinowi, że znajdzie się na liście do Sejmu. Zarząd małopolskiej PO dał mu trzecie miejsce. W ostatniej chwili premier dopisał na liście szefa krakowskich struktur PO Łukasza Gibałę (bliżej mu do Gowina). Jemu Raś w ogóle nie dał miejsca ani do Sejmu, ani do Senatu. Po interwencji Gibała zawalczy z 19. miejsca o mandat poselski.
Do bezapelacyjnych wygranych należy minister ds. równego traktowania Elżbieta Radziszewska. Ją politycy łódzkiej PO zaliczani do spółdzielni chcieli wysłać do Senatu, choć posłem była od wielu kadencji. Ale Tusk publicznie oznajmił, że Radziszewska będzie startować do Sejmu, i łódzki zarząd przywrócił ją na listę, na pierwsze miejsce w okręgu piotrkowskim.
Część polityków takie decyzje premiera odebrała jako prztyczek dla sprzyjającej mu grupy Grabarczyka. Ale zdaniem rozmówców „Rz" Tusk celowo chciał utemperować konkurujące w partii środowiska i zaznaczyć swoją pozycję. Dlatego krok do tyłu musieli zrobić też współpracownicy Schetyny. Rafałowi Grupińskiemu nie udało się zesłać do Senatu Waldego Dzikowskiego. Zadziałało słowo Tuska i dobre noty Dzikowskiego w wyborach cztery lata temu.
Uznawana za zwolenniczkę Grabarczyka Magdalena Gąsior-Marek (zasłynęła wręczeniem ministrowi kwiatów po nieudanej próbie odwołania go) utrzymała jedynkę na liście lubelskiej, choć Schetyna chciał tam umieścić posłankę Joannę Muchę. Dyskusja na ten temat na posiedzeniu zarządu krajowego trwała ponad godzinę. Ku zaskoczeniu części posłów Schetynę poparł premier, ale zostali przegłosowani. – Tusk wiedział, że i tak układ listy lubelskiej zostanie w głosowaniu utrzymany, mógł więc pokazać Schetynie, że go popiera. Zwłaszcza że gdzie indziej musiał wystąpić przeciw niemu – mówi polityk z władz partii.