Janusz Morgenstern nie żyje

W Warszawie, w wieku 88 lat, zmarł reżyser i producent Janusz Morgenstern

Publikacja: 07.09.2011 08:22

Janusz Morgenstern nie żyje

Foto: Fotorzepa, Rob Robert Gardziński

Jego filmy „Do widzenia, do jutra", „Trzeba zabić tę miłość", „Godzina W", podobnie jak seriale „Kolumbowie " czy „Stawka większa niż życie" weszły do historii polskiego kina. W pamięci przyjaciół Janusz Morgenstern pozostanie jako człowiek życzliwy i uśmiechnięty. Do ostatnich dni bardzo młody. Artysta, który nie żył przeszłością i nie zasklepiał się w żadnym sposobie myślenia, lecz — ciekawy świata i otwarty na współczesność — umiał pytać i wątpić. — Nigdy nie byłem fanatykiem — mówił. — Rozumiem, że świat się zmienia i nie uważam, że zawsze mam rację.

Zobacz galerię zdjęć

Dwa lata temu zrobił na motywach powieści Janusza Andermana „Mniejsze zło" — film o przełomie lat 70. i 80. Niełatwy, bo pokazujący polskie społeczeństwo łaknące wolności, a jednocześnie skażone mentalnością socjalizmu. Morgenstern opowiadał w tym obrazie o meandrach moralności, odbrązawiał mit Solidarności. Wpisywał się w nurt rozliczeń, na jakie zdobyli się w tym czasie jedynie nieliczni twórcy, młodsi od niego o dwa pokolenia. Ale taki właśnie był zawsze. Trochę osobny, przełamujący stereotypy i bariery.

Mawiał, że urodził się kilka razy. Pierwszy raz 16 listopada 1922 roku, w Mikulińkach, niedaleko Tarnopola. Wojna zastała go na Podolu. Nigdy nie chciał o tym czasie mówić, ale nosił w sobie traumę: wspomnienia śmierci rodziców, strachu, ukrywania się, obozu, gdzie pracował w kolumnie tłukącej kamienie, potem służby wojskowej, z której zwolniono go dopiero pod koniec lat 40. To wszystko zaważyło na wielu jego życiowych decyzjach, nawet wyborze zawodu. Chciałem pracować w plenerze, bo przestrzeń kojarzyła mu się z bezpieczeństwem. Postanowił zostać leśnikiem, ale za namową kolegi, zdał do łódzkiej filmówki. To były jego drugie narodziny.

W szkole, która była wówczas, jak sam mawiał, „niezależną republiką na morzu terroru", chłonął sztukę, nadrabiał stracone lata. Ale potem było już trudniej. Komisja scenariuszowa odrzucała jego kolejne projekty: film o powstaniu, ekranizację opowiadania Jana Józefa Szczepańskiego o historii AK-owskiego oddziału. Dlatego zdecydował się na asystenturę. Pracował z Jerzym Kawalerowiczem, Wandą Jakubowską, ale przede wszystkim z Andrzejem Wajdą. To on zarekomendował Wajdzie Cybulskiego do roli Maćka w „Popiele i diamencie", to on wymyślił jedną z najsłynniejszych scen polskiego kina z kieliszkami płonącymi jak znicze za tych, co zginęli.

W 1960 roku narodził się po raz trzeci, jako reżyser. „Do widzenia, do jutra" wniosło do kina świeżość, przełamało nurt rozliczeniowy, opowiadając o miłości, odpowiedzialności, dojrzałości. Morgenstern portretował ludzi innych od tych z propagandowych plakatów — nie przodowników pracy i traktorzystki, lecz inteligencką młodzież niepewną, pełną egzystencjalnych wahań.

On sam żył jak jego bohaterowie, wynajmował służbówkę 2x2 metry, przyjaźnił z gdańskim „Bim-Bomem" i warszawskim STS-em, wieczory spędzał w SPATiF-ie i Kameralnej. Chłonął świat. Po „Do widzenia, do jutra" nakręcił kilka innych znaczących obrazów. Rozliczał się z czasem minionym w „Życiu raz jeszcze", dramacie wojennym „Potem nastąpi cisza", filmie o powstaniu „Godzina W.", ale też opowiadał o współczesności — w „Jowicie" według „Disneylandu" Dygata, a w 1972 roku w „Trzeba zabić tę miłość" według scenariusza Janusza Głowackiego. Ten obraz, podejmujący temat moralności, miłości, kariery, do dzisiaj nie stracił niczego ze swej siły.

Czwarte życie Janusza Morgensterna to telewizja. Uwierzył w nią jako jeden z pierwszych. Zaczął od spektakli teatru sensacji, popularnej w latach 60. „Kobry". Potem namówił Zbigniewa Safiana i Andrzeja Szypulskiego do napisania „Stawki większej niż życie". Kloss trafił na ekrany telewizorów w bardzo wielu krajach. „To była sensacja, ale z przymrużeniem oka" — mówił reżyser. Dzięki tej konwencji jeszcze dzisiaj „Stawka" daje się oglądać. Serialowi Morgenstern pozostał wierny. W 1970 roku powstali „Kolumbowie"— portret pokolenia AK-owców oparty na prozie Bratnego, siedem lat później — „Polskie drogi".

Piątym życiem było studio„Perspektywa", któremu do końca dyrektorował. Powstało tu ponad 100 polskich filmów, m.in. Wajdy, Konwickiego, Majewskiego, Leszczyńskiego, Falka, Domaradzkiego, Szulkina. Sam szef w 198o roku nakręcił „Mniejsze niebo" i na wiele lat wycofał się. Mówił, że problemy, które go nurtowały, nie interesowały widzów. Ale też, że w trudnych dla kinematografii czasach nie będzie zabierał pieniędzy młodym. Stanął za kamerą dopiero w 2000 roku, by nakręcić znakomity, nowoczesny film o inteligencie-alkoholiku „Żółty szalik". Potem było już tylko „Mniejsze zło".

I wreszcie życie szóste. To zupełnie prywatne. Żona Krystyna Cierniak, plastyczka, „piękna dwudziestoletnia", z którą przeżył ponad 40 lat. Dziesiątki znajomych: artystów biznesmenów, premiery filmowe, bankiety. Wyjazdy do Zakopanego, gdzie lubili ostatnio spędzać święta Bożego Narodzenia. Kuba, bo tak mówili na niego znajomi, kochał życie. Szedł w nim zawsze prostą drogą, a gdy kiedyś spytałam go co jest najważniejsze, odpowiedział „Uczciwość. Wobec siebie i innych". Potrafił patrzeć. Uważniej niż większość z nas. Sam niejedno przecierpiał i miał w sobie ogromną wrażliwość na drugiego człowieka. Kiedy odchodzą ludzie tacy jak on, wokół robi się bardziej pusto.

 

Dzisiaj w TVP Kultura

Specjalne wydanie Studia Kultura - Rozmowy o Morgensternie - godz.  20:20

Program poprowadzi Łukasz Drewniak. Będzie rozmawiał  z Kazimierzem Kutzem, Januszem Gajosem, Januszem Głowackim i Janem Englertem.

Widzowie TVP Kultura będą mieli okazje przypomnieć sobie dzisiaj  filmy:

"Żółty szalik" - godz. 21:00

"Mniejsze niebo" - godz. 01:05

****************************************************************************************************************

O Januszu Morgensternie

Władysław Kowalski, aktor

Strasznie mnie ta śmierć przybiła.Odszedł wybitny reżyser humanista, niezwykle wrażliwy i skromny człowiek. Nie chciał za wszelką cenę być na topie. Zawsze długo namyślał się nad realizacją kolejnego filmu — musiał go wewnętrznie poczuć. Nigdy nie stanął za kamerą z wyrachowania. Może dlatego w pewnym momencie kariery zamilkł jako reżyser aż na 16 lat? Trochę szkoda, bo w tym czasie mógł przecież nakręcić kilka świetnych filmów.

Pamiętam, że długo szukał aktora, który zagrałby Jerzego w „Kolumbach". Często mijaliśmy się w wytwórni na Chełmskiej, aż w końcu mnie zaczepił i powiedział: „Może ty?". Odpowiedziałem, że bardzo bym chciał.

Dzięki niemu aktor czuł się partnerem reżysera. Miał świadomość, że od niego też zależy jakość filmu.

Po zdjęciach do kolejnych odcinków „Kolumbów" często zostawaliśmy na planie, by porozmawiać na temat przyszłych scen, sposobu budowania postaci. Morgenstern sprawiał, że aktorzy wydobywali z siebie coś, o co sami się nie podejrzewali. Zarażał ich kreatywnością.

not. rś

Kazimierz Kaczor, aktor

Po raz pierwszy wystąpiłem u Janusza Morgensterna w „Stawce większej niż życie". To był mój debiut filmowy. Zagrałem mały epizod i do tego zrobiłem to bardzo niedobrze. Pamiętam, jak pan Janusz krzywił się na widok moich wysiłków. Dlatego, gdy kilka lat później wziąłem udział w zdjęciach próbnych do serialu „Polskie drogi", modliłem się, by sobie mnie nie przypomniał. Na szczęście otrzymałem rolę Leona Kurasia.

Nasza znajomość, która potem rozwinęła się w przyjaźń, nie zaczęła się obiecująco. Jednak wszystko, co osiągnąłem w początkach kariery i dzięki czemu stałem się popularny, naturalnie zawdzięczam Kubie. Tak wszyscy go nazywaliśmy.

Był człowiekiem niezwykle pogodnym, uśmiechniętym, bardzo wymagającym w pracy. Zdarzało mu się tracić cierpliwość, jeśli ktoś nie spełniał jego oczekiwań, ale zawsze miał na celu dobro filmu i aktora. Imponował wyczuciem, więc spokojnie można było oddać się w jego ręce.

Warto również podkreślić, że należał do grona mistrzów montażu filmowego. Świetnie wiedział, w którym momencie skończyć ujęcie, by idealnie połączyło się z tym, co już zrealizował lub dopiero planował nakręcić.

Widziałem się z nim miesiąc temu. Był jak zwykle pełen optymizmu i nadziei, że będzie robił kolejne filmy.

not. r.ś.

Jadwiga Jankowska-Cieślak, która w 1972 roku zadebiutowała rolą Magdy w filmie Janusza Morgensterna "Trzeba zabić tę miłość", wspomina reżysera:

"Bardzo wielbiłam Janusza i ubóstwiałam wręcz ponad życie. Wydawało się, że jeszcze przed nim parę dobrych lat. Mogę mówić o nim wyłącznie w samych superlatywach. To był urokliwy człowiek. Wybitnie utalentowany, przesympatyczny, dobry i ciepły mężczyzna. Jest mi szalenie przykro.

Janusz przede wszystkim szanował i doceniał w drugim człowieku partnera. Na

PAP

Prezes Stowarzyszenia Filmowców Polskich Jacek Bromski o zmarłym we wtorek Januszu Morgensternie:

"Dopiero kiedy umarł, uświadamiamy sobie, jak ważną był postacią dla kinematografii polskiej. Jedną z najważniejszych w historii, zarówno jako twórca, producent, wychowawca i opiekun artystyczny młodych filmowców.

Wtedy kiedy jeszcze nie było producentów filmowych był szefem artystycznym zespołu Perspektywa. Gromadził wokół siebie młodych filmowców i w jakimś sensie ich prowadził, wychowywał, pomagał robić filmy. Można powiedzieć, że on już taką rolę producenta pełnił.

Osobiście najbardziej cenię jego film "Trzeba zabić tę miłość". To właśnie on przekonał mnie do tego, by iść do szkoły filmowej. To był światowy film robiony w czasach PRL-u i pokazał, że można robić takie filmy nawet w tak przaśnej rzeczywistości. Jest to wybitny, ponadczasowy film".

PAP

Michał Lorenc o Januszu Morgensternie

Kompozytor Michał Lorenc, który napisał muzykę do dwóch filmów Janusza Morgensterna: "Żółty Szalik"(2000) oraz "Mniejsze zło"(2009), wspomina reżysera:

"Umawiałem się z panem Januszem już na następny film. Pan Janusz myślał nawet o tym, czy nie zrobić filmu na podstawie książki mojego ojca +Opowiadania łódzkie+.

Powiedzenie cokolwiek o panu Januszu Morgensternie jest trudne, ponieważ to jest wiadomość, która budzi dobre i złe emocje, ponieważ wiem, że pan Janusz na pewno poszedł prosto do Nieba. Współpracowałem z nim przy dwóch filmach. Planowaliśmy trzeci. Pan Janusz bardzo szanował muzykę, wszystkie jego filmy były opatrzone muzyką wybitnych kompozytorów. Pan Janusz był wielkim mistrzem i samo przebywanie z nim było zaszczytem.

Ostatnio spotkałem pana Morgensterna właśnie w związku z premierą książki mojego taty. Widziałem, że pan Janusz był uskrzydlony, stawał się młodym człowiekiem, kiedy miał jakiś pomysł, był czymś zachwycony. Janusz Morgenstern był filmowcem z krwi i kości.

Gdy pracowaliśmy przy ostatnim filmie "Mniejsze zło", to obserwowałem, jak pan Janusz swoją energią mógł obdzielić całą ekipę.

Praca z panem Januszem Morgensternem była dla mnie jednym z największych przeżyć. Jestem zaszczycony i szczęśliwy, że go znałem".

Janda o Morgensternie: był szalenie wrażliwym człowiekiem.

PAP

Aktorka Krystyna Janda, która zagrała m.in. w filmie "Żółty szalik" Janusza Morgensterna, wspomina reżysera:

"Janusz był szalenie wrażliwym człowiekiem, wrażliwym na drugiego człowieka. Był bardzo delikatnym reżyserem. Po każdej scenie, która według niego była dobrze zagrana, bardzo nam dziękował. Czasem byłam aż zmieszana tymi wyrazami wdzięczności. To było nieprawdopodobne.

To był człowiek o tak bogatym życiu i o tak skomplikowanych losach, że czułość do drugiego człowieka i wrażliwość na jego kłopoty i problemy dominowała w relacjach z innymi.

Uważałam go za wielkiego przyjaciela i przede wszystkim mam wielki dług wdzięczności za wszystkie rady i rozmowy. Janusz Morgenstern był zawsze pomocny, był przyjacielem naszej fundacji Dwa Teatry i od początku bywał na wszystkich premierach. Był gotów do wszelkich rozmów, porad i robił to z wielkim sercem.

Cały czas teraz, gdy mówię o tym i nagle go nie ma, czuję do niego wdzięczność i czułość, za to, że nigdy nie odmówił zastanowienia się nad jakimś moim problemem czy problemem fundacji, mimo że to było daleko od niego, ponieważ pan Janusz był po prostu naszym kibicem, entuzjastą i widzem".

PAP

Jego filmy „Do widzenia, do jutra", „Trzeba zabić tę miłość", „Godzina W", podobnie jak seriale „Kolumbowie " czy „Stawka większa niż życie" weszły do historii polskiego kina. W pamięci przyjaciół Janusz Morgenstern pozostanie jako człowiek życzliwy i uśmiechnięty. Do ostatnich dni bardzo młody. Artysta, który nie żył przeszłością i nie zasklepiał się w żadnym sposobie myślenia, lecz — ciekawy świata i otwarty na współczesność — umiał pytać i wątpić. — Nigdy nie byłem fanatykiem — mówił. — Rozumiem, że świat się zmienia i nie uważam, że zawsze mam rację.

Pozostało 95% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!