Według ustaleń sądu, które doprowadziły do skazania porywaczy Olewnika, 75 dni po porwaniu był on w Kałuszynie. Miał leżeć skrępowany w piwnicy. Przeczą temu dowody, którymi dysponują gdańscy prokuratorzy.
Biegli z krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych zbadali nagranie z telefonu porywaczy. Stwierdzili, że jest na nim głos Olewnika. Miał instruować swoich oprawców. Według informacji do, których dotarł TVN24.pl Olewnik miał powiedzieć przed rozmową z rodziną: „Niech Jacek z Iwoną jadą". „Powiedzieć jakieś imię?" – dopytywał porywacz. „Nie" – odpowiedział.
Jak doszło do nagrania tej rozmowy. Tłumaczy to Zbigniew Niemczyk z gdańskiej prokuratury. Nagranie włączyło się po nawiązaniu połączenia, zanim rodzina odebrała telefon. Olewnik miał stać obok porywacza.
Prokurator wskazuje, że na podstawie innych dowodów, śledczy ustalili, że Olewnik nie był w tym czasie w Kałuszynie. "Dowodowa rozmowa została przeprowadzona w godzinach przedpołudniowych w centrum Warszawy, na zewnątrz, a w trakcie utrwalonego zdarzenia w pobliżu przejeżdżały samochody" – pisze Niemczyk.
Te dowody są podstawą dla hipotezy o samouprowadzeniu Olewnika. Wczoraj prokuratorzy szukali innych dowodów na potwierdzenie tej tezy w domach należących do rodziny Olewników. Czytaj więcej