Nie mamy w „Rzeczpospolitej" obyczaju wskazywania naszych preferencji wyborczych wprost. Nawet w tak kluczowych wyborach, kiedy rozstrzyga się przyszłość Polski, indywidualną decyzję uznajemy za sprawę sumień naszych Czytelników, pozostając zarazem w przekonaniu, że będzie ona racjonalna.
Niemniej przestrzeń między profesjonalizmem redaktora niezależnej gazety a poglądami świadomego obywatela daje miejsce na prezentację oczekiwań i życzeń związanych z głową państwa. Dla mnie najważniejsze jest, by przyszły prezydent kierował się fundamentalnymi wartościami, takimi jak państwo, naród, wolność i demokracja, a nie polityczną kalkulacją. Nie może w ciemno podpisywać ustaw podsyłanych przez większość sejmową, ale nie może też kontestować każdego pomysłu rządu. Polsce potrzeba prezydenta, który kieruje się racją stanu, a nie interesem partyjnym, choćby partię, z której się wywodzi, uznawał za najlepszą na świecie.
Prezydent powinien pilnować, by nasz kraj pozostawał częścią zachodniego świata, szanować chrześcijańskie dziedzictwo, które ukształtowało historycznie Polskę i Europę, ale w taki sposób, by zarówno wierzący, jak i niewierzący czuli się tu jak u siebie. Jego powinnością jest stanie na straży patriotyzmu i kultywowanie pamięci o przeszłości, choć nie może być ślepy na grzechy i błędy, dawne i współczesne. Ważne, by jasno widział różnicę między narodową dumą a narodowym bałwochwalstwem.
Musi umieć z odwagą patrzeć w przyszłość. Szanować istniejące sojusze i troszczyć się o nowe. Ważne, by potrafił przyznać się do błędów, ale też nie zmieniał zbyt często zdania, bo wówczas nie będzie osobą wiarygodną.
Konstytucja precyzyjnie opisuje prezydenckie kompetencje, lecz o tym, co w ich ramach planują kandydaci, mało było w kampanii. Potrzebujemy prezydenta, który współpracuje z rządem w obszarze polityki zagranicznej i obronnej, wytycza ich kierunki, przedstawia inicjatywy i rozlicza premiera i jego ministrów. Potrzebujemy prezydenta, który rozumie, że po to jest w ustawie zasadniczej prezydenckie weto, by je stosować w interesie państwa. Ten urząd to nie notariat. Potrzebujemy prezydenta, który rozumie, w jakim kierunku podąża świat, i wyciąga z tego wnioski, dbając o interesy Polski i jej obywateli.