Czyli staropolski zwyczaj „zastaw się a postaw się" wciąż jest żywy?
Wynika to po części z katolicyzmu, który nie nakazuje powściągliwości, jak chociażby protestantyzm. Podczas religijnych świąt Polacy mają dodatkową pokusę, by wszystko lśniło i widać było dobrobyt. Dodatkowo dochodzi czynnik migracji Polaków za pracą. Wiele osób pracuje i mieszka w Warszawie czy innych dużych miastach, a na święta jedzie do rodziny na wieś czy do mniejszych miast. Odwiedzając najbliższych rzadko w ciągu roku, chcemy w święta pokazać się z jak najlepszej strony, przywieźć najdroższe prezenty. To też sposób na pokazanie, że powodzi się nam. Przy nie za wysokiej kulturze społecznej bezpośrednia manifestacja dobrobytu pokazuje status.
Jak wynika z tych samych badań, Polska znalazła się także w europejskiej czołówce krajów pod względem odsetka mieszkańców, którzy planują wydać na święta więcej niż rok temu. Jednocześnie nie wzrósł odsetek (13 proc.) osób, które do organizacji świąt skorzystają z kredytu.
Na co dzień Polacy potrafią biegać między supermarketami, by kupić dany produkt nie za 7,2 zł, a za 6,5 zł. Liczymy każdy grosz, choć z drugiej strony nie mamy zwyczaju oszczędzania. Często w naszym społeczeństwie słyszy się: „jeśli miałbym bardzo dużo, to bym odłożył", a drobnych sum się nie opłaca przeznaczać na czarną godzinę. Ma to jednak odwrotny wpływ na decyzje zakupowe w przedświątecznym szale. Pieniądz wydawany na jedzenie jest inny niż ten wydany na prezent, inaczej się go czuje. Gdy wybieramy podarunek, mając do wyboru kilka podobnych produktów, jest duża szansa, że kupimy ten droższy. Często jest tak, że podejmując decyzję zakupową, np. dotyczącą elektronicznego czytnika do książek, wybieramy jeden z droższych, a potem zastanawiamy się, czy nie przesadziliśmy z wydatkiem. Ale to święta, one rządzą się innymi prawami, lubimy sobie podczas nich pofolgować – zarówno przy stole, jak i z wydatkami.