Trudno sobie wyobrazić rocznicę katastrofy smoleńskiej bez celebrowania jej przez PiS. Politolodzy twierdzą jednak, że manifestować można różnie. A od tego jak partia Jarosława Kaczyńskiego będzie to robiła, zależy czy zbliży się do objęcia władzy, czy na zawsze pozostanie w opozycji.
W przededniu trzeciej rocznicy katastrofy Jarosław Kaczyński przestał głosić, że była ona wynikiem zamachu. Mówi o wybuchu, unikając jednak wskazania osób, które są za to odpowiedzialne.
– Kaczyński buduje w ten sposób mit tajemnicy spowijającej katastrofę smoleńską – mówi Rafał Chwedoruk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego. – Taki mit wyzwala ogromne emocje. Dzięki nim wyborcy PiS silnie identyfikują się z partią i to jest bez wątpienia jej zysk, bo inne partie nie dysponują tak żelaznym elektoratem. Ale tego typu retoryka trafia wyłącznie do przekonanych, a tych, którzy nie wierzą w zamach, tylko odstręcza od tej partii.
Chwedoruk uważa, że PiS, które po swoich dwuletnich rządach poddane było zmasowanej krytyce, utrzymało swoją znaczącą pozycję na scenie politycznej tylko dlatego, że potrafiło obsadzić się w roli ofiary partii rządzącej.
– I na to powinno nadal stawiać: uwypuklać wszystkie nieścisłości i wątpliwości towarzyszące śledztwu smoleńskiemu, podkreślać nieudolność instytucji państwowych i przypominać, jak źle jako człowiek był traktowany Lech Kaczyński przez przeciwników politycznych – mówi politolog. – Taka retoryka trafia do wielu ludzi mających poczucie, że w Polsce obywatele niepowiązani z partią rządzącą są traktowani gorzej. Gdyby PiS przeciągnęło ich na swoją stronę, to mogłoby doprowadzić do takiej pozycji na scenie politycznej, że rządzenie bez udziału tej partii nie byłoby możliwe.