Pilotaż programu „Partnerstwo dla pracy" pokazał, że prywatne agencje zatrudnienia wprowadzają na rynek pracy tych, którzy od lat tkwili w rejestrach bezrobotnych. Dlaczego udaje się to prywatnym doradcom zawodowym, a nie udawało się urzędnikom?
Jacek Męcina, wiceminister pracy:
Ci, którzy od lat są zarejestrowani jako bezrobotni potrzebują szczególnej pomocy i indywidualnego podejścia. Tymczasem dziś liczba pośredników i doradców w urzędach pracy nie zapewnia swobodnego dostępu do pomocy bo na jednego doradcę przypada nawet kilkuset bezrobotnych, to możemy albo zwiększyć zatrudnienie w urzędach, albo kupić usługę od firmy, czy organizacji pozarządowej.
Jestem zwolennikiem drugiego rozwiązania, bo kupując usługę mogę postawić warunek – płacę za doprowadzenie do zatrudnienie, za efekt. Takiego modelu nie mogę zastosować do urzędu pracy, bo urząd dziś wykonuje szereg innych działań rejestruje, zbiera oferty, prowadzi doradztwo zawodowe, rejestruje do ubezpieczenia zdrowotnego, współpracuje z ZUS, OPS, szkołami i innymi instytucjami, wydaje decyzje administracyjne ect. I najważniejszy argument, to sytuacja życiowa i zawodowa wielu bezrobotnych z tej grupy najbardziej oddalonej od rynku pracy, często nie rok ale kilka lat bez pracy. Urząd koncertuje się na pośrednictwie i doradztwie, nie wejdzie głębiej w problemy zdrowotne, psychologiczne, życiowe czy rodzinne osób bezrobotnych. Pomoc tej grupie wymaga innych działań – wsparcia lekarza, psychologa, a dopiero na końcu doradcy.
Skoro agencje są tańsze i skuteczniejsze, to może lepiej byłoby zamknąć publiczne pośredniaki i zastąpić prywatnymi agencjami?