Partie zmieniły swe kampanie referendalne. PO nie promuje już na siłę prezydent stolicy, a PiS po wpadce z literą W stawia na wartości patriotyczne i... socjalistyczne. Na ulicach przebija się też Piotr Guział, a w mediach obywatelskie happeningi.
Jeszcze kilka tygodni temu prezydent Gronkiewicz-Waltz była bardzo aktywna w mediach. Fotoreporterzy i kamery towarzyszyły jej niemal cały czas m.in. podczas licznych spotkań z mieszkańcami czy otwarcia nowych inwestycji lub zakupów miasta. Pani prezydent jechała m.in. rano ponownie otwartym metrem, które w wakacje z powodu budowy II linii było częściowo wyłączone z ruchu.
Jednak teraz im bliżej referendum, które ma się odbyć już 13 października, tym Hanny Gronkiewicz-Waltz jest coraz mniej w publicznej przestrzeni. Co prawda w sobotę po wyborze jej na szefową warszawskiej Platformy, była we wszystkich serwisach, ale ten tydzień wygląda znacznie skromniej.
Pani prezydent została schowana w cień. Platforma nie chce, by „się przejadała warszawiakom". Teraz liderzy partii główny nacisk w kampanii kładą na ostrzeżenie przed PiS. Jeden z posłów partii Adam Szejnfeld obwieścił wprost, że „do Warszawy chce wejść okupant. Jest nim PiS". W podobnym tonie wypowiadał się wczoraj w Radiu Zet rzecznik rządu Paweł Graś: – Bardzo bym nie chciał, żeby w poniedziałek w Warszawie po referendum ws. odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz cieszył się Jarosław Kaczyński, Antoni Macierewicz czy Tadeusz Rydzyk.
Bartosz Milczarczyk, rzecznik stołecznego ratusza, zapewnia, że pani prezydent cały czas spotyka się z mieszkańcami, choć rzeczywiście bez udziału mediów. – Chcemy, by mieszkańcy mogli podczas tych spotkań się swobodnie czuć. – Ale po spotkaniach informujemy o tym choćby na profilach pani prezydent – zapewnia Milczarczyk.