Najpierw pozwała polski Sejm, później próbowała zorganizować posiedzenie swojego zarządu w Kancelarii Premiera. Demokracja Bezpośrednia, jedna z najmłodszych partii w Polsce, chce wystawić listy do europarlamentu razem z innymi ugrupowaniami, w których działaniu dużą rolę odgrywa Internet: Polską Partią Piratów i Partią Libertariańską.
Planują prawdziwą rewolucję. Jeszcze przed majowymi eurowyborami każdy obywatel będzie mógł zdecydować, kto ma startować z ich „jedynek". – Na pierwszych miejscach będą mogli znaleźć się wszyscy, nie tylko członkowie naszych partii – zapowiada szef Demokracji Bezpośredniej Adam Kotucha.
Jego partia powstała w 2012 roku na bazie sprzeciwu wobec ACTA. Postuluje, by najważniejsze decyzje zapadały w formie powszechnego głosowania, m.in. w Internecie, a życie publiczne było przejrzyste. To dlatego pozwała Sejm za odrzucenie obywatelskiego wniosku o referendum w sprawie wieku emerytalnego. Później zażądała udostępnienia Kancelarii Premiera na swoje potrzeby. Uważa, że ma do tego prawo, skoro Donald Tusk zwołał tam zarząd PO.
Polska Partia Piratów z kilkuletnią przerwą istnieje od 2008 roku i jest elementem światowego ruchu walczącego o swobody w Internecie, który wyborcze sukcesy odnosił m.in. w Niemczech i Czechach. Partia Libertariańska postuluje maksymalną wolność, w tym obyczajową. – Libertarianie są w fazie rejestracji. Decyzję o wspólnym starcie ogłosimy w piątek przed sądem, w którym złożą papiery rejestrowe – mówi Kotucha.
We wrześniu działalność partii opisaliśmy w „Rz". To m.in. nasz artykuł miał być inspiracją do wspólnego startu. Listy chcą zarejestrować we wszystkich okręgach, jednak prawdziwie rewolucyjny jest sposób wyboru „jedynek".