– Kolejne zamachy, które dokonują się gdzieś w dalekiej odległości od Soczi sprawiają, że coraz więcej osób zastanawia się nad tym, czy te igrzyska rzeczywiście odbędą się w spokojnej atmosferze i to bardzo źle wpływa na wizerunek Rosji i na samą imprezę – mówi Jarosław Ćwiek-Karpowicz, kierownik Biura Badań i Analiz Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
To dokładnie odwrotnie niż chcieli Rosjanie i sam Władimir Putin, osobiście bardzo zaangażowany w organizację igrzysk. Na zbudowanie wizerunku silnej Rosji pójdzie nawet 60 mld dolarów – o 20 mld więcej niż Chińczycy przeznaczyli na olimpiadę w Pekinie. Ten wizerunek podziwiać będą często jednak nie przywódcy poszczególnych państw-uczestników, a jedynie ich delegaci. Poza groźbą zamachów wciąż obowiązują deklaracje o bojkocie igrzysk przez wielu polityków ze względu na politykę władz Rosji dotyczącą mniejszości seksualnych i praw człowieka.
– Niewątpliwie dla wielu zachodnich przywódców kwestia przyjazdu bądź nie do Soczi staje się problematyczna. Jak z jednej strony manifestować swoje niezadowolenie wobec polityki Władimira Putina, ale z drugiej strony nie wpłynąć negatywnie na stosunki handlowe, polityczne między krajami – mówi Ćwiek-Karpowicz.
Do Soczi nie wybierają się między innymi: Barack Obama, David Cameron, Francois Hollande czy Joachim Gauck. Nie pojedzie też Bronisław Komorowski ani Donald Tusk, ale obaj podkreślają, że ich decyzje to nie jest bojkotowanie imprezy.