Wraz z wychodzeniem na jaw kolejnych szczegółów tzw. infoafery gęstnieje atmosfera wokół pieniędzy unijnych z programu „Innowacyjna gospodarka" przeznaczonych na budowę e-administracji. W siódmej części programu zarezerwowano na ten cel 940 mln euro (3,9 mld zł). Dotychczas Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju wysłało do Komisji Europejskiej wnioski o płatność na 1,87 mld zł za realizację e-projektów. Bruksela zapłaciła. 16 grudnia 2013 r. resort wstrzymał przesyłanie kolejnych faktur, m.in. dlatego że w już posłanych znalazł się rachunek jednego z zagrożonych korupcją projektów.
– Działamy prewencyjnie – tłumaczyła wtedy Iwona Wendel, wiceminister infrastruktury i rozwoju, i dodała, że z Brukseli wycofano już fakturę dotyczącą podejrzanego projektu. Jednak, jak wyszło teraz na jaw, resort tylko o jeden dzień uprzedził Komisję Europejską, która już 17 grudnia 2013 r. w liście do ambasadora Marka Prawdy, szefa Stałego Przedstawicielstwa RP przy UE, poinformowała, że wstrzymuje refundację wydatków ponoszonych w ramach VII priorytetu „Innowacyjnej gospodarki" do momentu uzyskania całkowitej pewności, że polskie władze podjęły kroki niezbędne do identyfikacji i wycofania faktur zagrożonych oszustwami.
Dalej w liście podpisanym przez Waltera Deffaa z dyrekcji generalnej KE ds. polityki regionalnej i miejskiej czytamy, iż oznacza to, że KE nie zajmie się żadnymi nowymi wnioskami o płatność z VII priorytetu programu poza tymi, które już wpłynęły (na kwotę 452,5 mln euro). Efektem infoafery jest więc zablokowanie 488 mln euro.
Co gorsza, KE wskazała, że wydatki mogą być ponownie wykazywane we wnioskach o płatność dopiero wtedy, gdy ich poniesienie zostanie uznane przez sąd za w pełni prawidłowe i zgodne z prawem.
Zważywszy że e-projekty, jak i wszystkie inne inwestycje dotowane przez UE z budżetu na lata 2007–2013, muszą być rozliczone do końca 2015 r., oznacza to, że z uratowaniem tych pieniędzy mogą być nie lada problemy, bo prawdopodobieństwo, że sąd do tego czasu orzeknie, jest znikome.