W sobotę Prawo i Sprawiedliwość ogłosi nazwiska swych kandydatów do europarlamentu. W partii powszechna jest nadzieja, że po raz pierwszy od 2005 r. uda się pokonać Platformę. Dlatego też listy budzą ogromne emocje.
Według naszych rozmówców w partii, konstruując listy kandydatów, prezes Jarosław Kaczyński kierował się jednym głównym kryterium: lojalnością. – Prezes dobrze zapamiętał lekcję z poprzednich eurowyborów. Po kolejnych rozłamach straciliśmy ponad połowę europosłów. Odeszli do PJN i Solidarnej Polski – mówi nam członek władz PiS.
Politycy PiS intensywnie zabiegali u Kaczyńskiego o dobre miejsca na listach. Udało się choćby Ryszardowi Czarneckiemu. W poprzednich wyborach cudem dostał się do Parlamentu Europejskiego z jedynki w okręgu kujawsko-pomorskim. Ostrą kampanię przeciwko niemu prowadziło silne w tym regionie Radio Maryja, promując konkurencyjnych kandydatów na liście PiS. Tym razem Czarnecki zagwarantował sobie bardziej komfortowe warunki – będzie liderem listy w Wielkopolsce, co praktycznie gwarantuje mu mandat.
Przy okazji tej roszady doszło do zgrzytu. W wyniku partyjnych intryg zrezygnował poprzedni lider listy w Poznaniu europoseł Konrad Szymański. Wielu politykom PiS jego utrącenie się nie podoba. Choć Szymański nieszczególnie angażował się w partyjną robotę, to chwalony był za pracę w europarlamencie. Nie zdał jednak testu lojalności. We władzach partii posądzany był o konszachty z partyjnymi renegatami, takimi jak Paweł Kowal, Marek Migalski, a nawet Michał Kamiński.
Test lojalności przeszli za to dawni ministrowie w rządzie Kaczyńskiego. Anna Fotyga otworzy listę na Pomorzu, Wojciech Jasiński – na Mazowszu, prof. Ryszard Legutko – w Małopolsce, a Karol Karski – w okręgu obejmującym województwa podlaskie i warmińsko-mazurskie. Nie ma jeszcze decyzji co do listy na Śląsku, ale szanse na jedynkę ma tam były wiceminister zdrowia Bolesław Piecha.