"Rzeczpospolita": Dziś 50. urodziny obchodzi Baszar Asad. Powinniśmy o nim mówić jako o prezydencie Syrii czy jako o dyktatorze?
Prof. Janusz Danecki: Baszara Asada umieściłbym w połowie drogi między dyktatorem a demokratycznie wybranym szefem państwa. Bodajże dwa lata temu obiecał on, że po zakończeniu obecnej kadencji ustąpi z prezydenckiego fotela. Jednak zmieniono niedawno syryjską konstytucję i według niektórych interpretacji Asad może być prezydentem jeszcze przez 17 lat.
Przez dziesięciolecia rządy w Syrii sprawował również jego ojciec, Hafiz. Czy Baszar jest kontynuatorem politycznej wizji ojca?
Syria Baszara Asada znacznie różni się od Syrii jego ojca. Hafiz Asad, w przeciwieństwie do syna, był dyktatorem pełną gębą i sprawował rządy twardej ręki. Krwawo stłumił powstanie islamskich fundamentalistów, zginęło wówczas kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Hafiz nie tolerował jakiejkolwiek opozycji. Syn jest łagodniejszy, ale nie możemy mówić wyłącznie o nim...
Co pan ma na myśli?
Syrią rządzi nie tylko Baszar, ale cały ród Asadów, rodzina, która wywiera na prezydenta naciski, oraz alawici, czyli ugrupowanie religijne, z którego Baszar się wywodzi. Alawici to tylko 10 proc. mieszkańców kraju, ale rządzą nim od lat, bo jeszcze podczas okupacji francuskiej przejęli syryjską armię. Francuzi chcieli sformować w Syrii wojsko oparte na lokalnej ludności; stworzyli więc akademię wojskową, do której jednak żaden szanujący się sunnita – w przeciwieństwie do ubogich wówczas alawitów – nie chciał wstąpić.