Rząd nie zamierza angażować się w obronę życia – zapowiedziała, nieco innymi słowami, premier Beata Szydło w Radiu Plus. I niestety nie jest to pierwsza niepokojąca wypowiedź polityka Prawa i Sprawiedliwości na temat obowiązującej w Polsce ustawy aborcyjnej. Wcześniej w podobnym duchu wypowiadali się na ten temat poseł Jacek Sasin i obecny marszałek Senatu Stanisław Karczewski.
Te wypowiedzi na razie wydają się najlepiej oddawać nastrój panujący w tej partii. Kłopot z nimi polega tylko na tym, że opierają się one na lewicowych i niewiele mających wspólnego z rzeczywistością mitach. Mitach, które – powtarzane także przez prawicę – budują głęboko nieprawdziwy obraz polskiej sytuacji.
Aby dobrze to zrozumieć, trzeba przytoczyć całą wypowiedź premier Szydło. „Rząd nie planuje rozpoczynania dyskusji na tematy światopoglądowe. Mamy w Polsce kompromis, on nie jest doskonały. Budzi wątpliwości. Ale proponowałabym pewną ostrożność. Bo obserwując napięcia społeczne wywoływane przez środowiska przeciwne rządowi – to nie jest dobry moment na rozpoczynanie takiej dyskusji. Nie dlatego, że nie jest to tematem, którego nie warto omawiać, ale przy tych protestach ten kruchy kompromis moglibyśmy zniszczyć" – powiedziała szefowa rządu. I w tych zaledwie kilku zdaniach mamy przynajmniej kilka lewicowych mitów, których powtarzanie nie jest godne człowieka prawicy.
Ustawa postkomunistów
Pierwszym z nich jest bajka o rzekomym kompromisie, który obowiązuje w Polsce. Nie jest to prawda. Ustawa, jaka obecnie obowiązuje, jest efektem naruszenia kompromisu z roku 1993 przez lewicę właśnie.
Pierwsza polska ustawa chroniąca życie jasno definiowała całkowity zakaz aborcji i wyłączała karalność w trzech przypadkach (gwałtu, ciężkiego i nieodwracalnego uszkodzenia dziecka i zagrożenia życia lub zdrowia matki). W roku 1996 postkomuniści z SLD odrzucili ten kompromis i przyjęli ustawę, która uznawała, że kobieta ma prawo do refundowanej aborcji w czterech przypadkach (trzech wymienionych powyżej, a także z przyczyn społecznych), co w istocie oznaczało wprowadzenie aborcji na życzenie. Prezydent Aleksander Kwaśniewski ustawę podpisał i przez ponad pół roku ona obowiązywała. I dopiero Trybunał Konstytucyjny, pod kierunkiem prof. Andrzeja Zolla (co też warto przypomnieć jego zagorzałym krytykom), uznał przesłankę społeczną za niekonstytucyjną. Nie oznaczało to jednak powrotu do ustawy z roku 1993, ale zachowanie ustawy lewicowej z jedną zmianą. Taki mamy stan prawny do dnia dzisiejszego.