Na dobry pomysł wpadł na początku września wicepremier Mateusz Morawiecki: ruszył do Londynu, by kusić dobrymi warunkami w Polsce osiadłe tam wielkie zachodnie banki. Te, oczywiście, które rozważają założenie filii na kontynencie, na wypadek gdyby w wyniku Brexitu straciły tzw. jednolity paszport europejski dający prawo do prowadzenia biznesu w całej UE.
Wyjazd wicepremiera odbył się z przytupem, zapowiedział go nawet na pierwszej stronie dziennik „Financial Times”, wcześniej na ogół punktujący działania „dobrej zmiany”. Sęk w tym, że o względy londyńskich bankierów zabiega dziś cała Europa – od Dublina przez Frankfurt po Amsterdam – a nasze szanse osłabiają wcześniejsze słowa rządzących Polską, że zagranicznego kapitału w sektorze finansowym jest za dużo.
Na domiar złego na kilka dni przed wyprawą do Londynu agencja ratingowa Moody’s wytknęła polskim władzom, że wszczęcie prokuratorskiego postępowania w sprawie niedopuszczenia do orzekania trzech wybranych za rządów PiS sędziów TK jest „credit negative”, czyli mówiąc po ludzku, może obniżyć rating Polski. Czy go obniży, okaże się w piątek, kiedy Moody’s poinformuje o swej decyzji.
P jak prokurator
To tylko jeden przykład pokazujący, że jest problem z polityką gospodarczą rządu PiS, która jest przedziwną mieszanką pomysłów mogących dodać wigoru polskiej gospodarce z inicjatywami mrożącymi krew w żyłach, zwłaszcza żyłach przedsiębiorców. Polityka ta jest wewnętrznie rozdarta: z jednej strony mamy deklaracje daleko idących ułatwień dla biznesu, wręcz ocierające się o odsądzany dziś od czci i wiary liberalizm, z drugiej – wypełzającą co chwila nieufność wobec obywateli i firm, podbitą zaawansowanym etatyzmem. Wszystko to jak z powieści wiktoriańskiej o porządnym i przyjaznym dżentelmenie dr. Jekyllu, który pod wpływem skomponowanej przez siebie mikstury zamieniał się w okrutnego, nieokrzesanego pana Hyde’a i folgował złym skłonnościom.
Ledwo rząd ogłosił pakiet 100 zmian dla firm – wielu bardzo potrzebnych, jak np. możliwość skarżenia do sądu przedłużających się kontroli, a już sympatyczny dr Jekyll przeobraził się w pana Hyde’a, który straszy tzw. konfiskatą rozszerzoną, w ramach której zajmowane byłyby nie tylko wille i limuzyny pochodzące z dochodów z przestępstwa, ale także brane pod przymusowy zarząd państwa przedsiębiorstwa. I choć w tym tygodniu Ministerstwo Sprawiedliwości złagodniało i planuje teraz sądową kontrolę nad ustanawianiem przymusowego zarządu, pozostało ryzyko, że obok prawdziwych przestępców nowe narzędzie uderzy w kolejne Optimusy i kolejnych Romanów Klusków.