Według premiera, decyzja o niekandydowaniu w wyborach prezydenckich wymagała "odwagi i dalekowzroczności". Szef rządu zaznaczył, że decyzja ta wiązała się z poważnym dylematem politycznym. - Proszę państwa, ich jest dwóch, ja jestem jeden - zaznaczył premier.
- Wybory prezydenckie są ważne, ale to są wybory, w których stawką jest bardziej prestiż i wielki zaszczyt, ale nie władza i instrumenty do dobrego i skutecznego rządzenia - motywował swoją decyzję szef rządu.
Jak przyznał, musiał także "pokonać opór swoich współpracowników", podejmując tę decyzję. - Wydaje się rzeczą oczywistą, że więcej dobrych rzeczy, więcej trudnych zadań zrealizujemy, ja osobiście zrealizuję, mając te instrumenty rządzenia w ręku, a nie mieszkając w pałacu - podkreślił.
- Jeśli mówię o planie politycznym w sposób odpowiedzialny to dlatego, że zakładam - chociaż decyzja będzie w rękach wyborców to oczywiste - że Platforma Obywatelska powinna w tej kampanii politycznej, która zaczyna się za kilka miesięcy ochronić rząd przed wstrząsami typowymi dla każdej kampanii, ale równocześnie wystawi kandydata, który wygra te wybory; jeśli tak zechcą Polacy - zaznaczył.
- Wskażemy kandydata, który wykona zadanie pierwsze, a ja w ciągu tych dwóch lat chcę wykonać zadanie - w mojej ocenie - jeszcze ważniejsze z punktu widzenia Polaków. To jest możliwe. I tym działaniom chcę poświęcić najbliższy czas - mówił premier. Jak zaznaczył, jest przekonany, że "ten dobry scenariusz dla Polski w najbliższym czasie wymaga mojej obecności w rządzie i Platformie".
- Uważam, że to scenariusz dobry dla wszystkich - podkreślił.